Pełny tekst orzeczenia

Warszawa, dnia 14 listopada 2018 r.

Sygn. akt VI Ka 119/18

WYROK

W IMIENIU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ

Sąd Okręgowy Warszawa-Praga w Warszawie VI Wydział Karny Odwoławczy w składzie :

Przewodniczący: SSO Sebastian Mazurkiewicz

Sędziowie: SO Beata Tymoszów (spr.)

SR del. Justyna Dołhy

protokolant: protokolant sądowy stażysta Paulina Sobota

przy udziale prokuratora Teresy Pakieły, Mariusza Ejflera

po rozpoznaniu dnia 6 listopada 2018 roku

sprawy M. C. (1), syna W. i U., ur. (...) w W.

oskarżonego o przestępstwo z art. 280 § 1 k.k. w zb. z art. 286 § 2 k.k. w zw. z art. 11 § 2 k.k. w zw. z art. 12 kk

na skutek apelacji wniesionej przez obrońcę

od wyroku Sądu Rejonowego w Wołominie

z dnia 9 listopada 2017 r. sygn. akt II K 672/17

zaskarżony wyrok zmienia w ten sposób, że w ramach zarzucanego czynu M. C. (1) uznaje za winnego tego, że w dniu 8 maja 2017 roku w R., woj. (...) na terenie parkingu Galerii (...) poprzez uderzenie pięścią w twarz naruszył nietykalność cielesną M. J. (1) to jest popełnienia przestępstwa z art. 217 § 1 kk i na tej podstawie wymierza mu karę grzywny w liczbie 200 (dwieście) stawek dziennych ustalając wysokość jednej stawki na kwotę 10 (dziesięciu) złotych; na podstawie art. 63 § 1 kk na poczet tej kary zalicza oskarżonemu okres pozbawienia wolności od godz. 1:15 w dniu 8 maja 2017 roku do godz. 1:15 w dniu 12 czerwca 2017 roku oraz od godz. 1:15 w dniu 8 września 2017 roku do godz. 1:15 w dniu 3 listopada 2017 roku; zasądza od oskarżonego na rzecz Skarbu Państwa kwotę 200 złotych tytułem opłaty sądowej za obie instancje, a zwalnia go od wydatków postępowania odwoławczego, obciążając nimi Skarb Państwa.

SSO Beata Tymoszów SSO Sebastian Mazurkiewicz SSR del. Justyna Dołhy

Uzasadnienie wyroku Sądu Okręgowego Warszawa – Praga w Warszawie w sprawie o sygnaturze VI Ka 119/18

Sąd Okręgowy zważył, co następuje:

Apelacja obrońcy okazała się zasadna, a wniosek o zmianę wyroku w sposób w niej określony zasługiwał na uwzględnienie.

Ma bowiem rację skarżący twierdząc, że Sąd Rejonowy w sposób wadliwy ocenił materiał dowodowy ujawniony na rozprawie, co stało się powodem poczynienia nieprawidłowych ustaleń faktycznych i skazania M. C. (1) za występek, którego w istocie nie popełnił. Słusznie przy tym zauważył obrońca, że owa wadliwa ocena w głównej mierze dotyczy zeznań pokrzywdzonego M. J. (1), jako że w istocie wyłącznie ten dowód obciążał oskarżonego w zakresie szerszym aniżeli wynikało to z jego własnych wyjaśnień. Wbrew stanowisku sądu meriti zgodzić się także trzeba, że to właśnie wyjaśnienia M. C. (1) co do przebiegu zajścia przy galerii handlowej (...) oraz powodów uderzenia przezeń pokrzywdzonego, znajdują logiczne potwierdzenie w pozostałych dowodach, w tym również – zeznaniach pokrzywdzonego.

Oskarżony tłumaczył, że przyczyną zaistniałej sytuacji, która doprowadziła do postawienia go w stan oskarżenia był uprzedni zatarg – konflikt między nim, jego znajomym – N. K. (1) a pokrzywdzonym i Ł. C. (1). Doszło do niego w sytuacji, gdy oskarżony próbował bezprawnie zatrzymać do kontroli pojazd kierowany przez N. K., co zostało odebrane jako próba wyłudzenia pieniędzy. Spotkanie przy Galerii (...) miało na celu wyjaśnienie tej sytuacji, a z powodu znacznego stanu nietrzeźwości oskarżonego i postawy M. J. (1), doszło w rezultacie do jego uderzenia w twarz. Nie miało ono jednak – jak twierdził oskarżony – żadnego związku z zaborem pojazdu należącego do matki pokrzywdzonego, gdyż M. C. (1) nie był przekonany, że do tego zaboru w ogóle doszło, a przede wszystkim – on o tym nie wiedział i nie brał w tym udziału.

Drobiazgowa analiza zeznań M. J. (1) wyjaśnienia te potwierdza. Przedstawiony przez pokrzywdzonego przebieg zajścia kłóci się bowiem z zasadami logiki i doświadczenia życiowego, a miejscami jest sprzeczny z pozostałymi dowodami ( np. nagraniem monitoringu, na którym zarejestrowano zajście czy zeznaniami policjanta K. L.). Nawet jednak gdyby, całkowicie bezkrytycznie, zeznania te uznać za odpowiadające prawdzie, rysujące się na ich tle wątpliwości sygnalizowane przez obrońcę, co do rzeczywistego udziału oskarżonego i zamiaru jego działania, nie dawały podstaw do przypisania M. C. (1) jakiegokolwiek innego przestępstwa poza typizowanym w art. 217 § 1 k.k.

Po pierwsze należy zauważyć, że choć pokrzywdzony stanowczo zaprzeczał, aby kiedykolwiek wcześniej miała miejsce sytuacja opisywana przez oskarżonego, a sprowadzająca się do próby wylegitymowania N. K. (1) ( zatrzymywania jego pojazdu), przeczą temu jego własne zeznania. Podawał on przecież, że gdy wraz z Ł. C. (1) siedział w swoim samochodzie przy Galerii (...), pojawił się pojazd oskarżonego, który przejechał najpierw powoli obok, zatrzymał się naprzeciwko i obserwowano jego pojazd, a dopiero potem H. należący do M. C. (1) zatrzymał się przed M.. Pierwsze słowa, jakie następnie skierował do niego oskarżony, to pytanie czy jest „psem” (policjantem), powtórzone kilkakrotnie również przez pozostałych pasażerów H.. Gdyby więc zajście opisywane przez oskarżonego było wyłącznie jego wymysłem, skąd miałby on wiedzieć, że pokrzywdzony (wówczas odbywający staż na terenie jednostki Policji w P.) jest policjantem i dlaczego ta kwestia miałaby być dla oskarżonego tak istotna. Dodać trzeba, że przesłuchany na rozprawie K. L. – funkcjonariusz Policji dokonujący zatrzymania oskarżonego pamiętał, że od razu tłumaczył on, iż „pokrzywdzony jeździł ze złodziejem C. po mieście i miała być próba legitymowania; że mieli jakieś nieprozumienia – zatargi”. Skoro M. C. (1) po odjeździe pokrzywdzonego z dwoma innymi osobami pozostał pod galerią handlową, to zapewne nie spodziewał się przyjazdu Policji i podjęcia wobec niego czynności zatrzymania, a tym samym – nie miał powodu opracowania sobie, na użytek postępowania, wersji tłumaczącej powód uderzenia w twarz M. J. (1). Wniosek taki jest tym bardziej uprawniony, gdy zważyć, że oskarżony znajdował się wówczas w znacznym stanie nietrzeźwości, a więc trudno przypuszczać, aby postępując nieracjonalnie poprzez pozostanie na miejscu przestępstwa, jednocześnie był na tyle przewidujący, aby obmyślić przekonujący powód rozmowy z pokrzywdzonym. Dowodzi to, że wskazywany przezeń powód zdarzenia z dnia 8 maja 2017r. nie stanowił wyłącznie elementu jego obrony przed postawionym zarzutem, lecz był prawdziwy, odpowiadał rzeczywistości.

Nie można przy tym pominąć, że wbrew pierwszym zeznaniom pokrzywdzonego, usiłującego naświetlić zajście jako kradzież rozbójniczą popełnioną na jego szkodę przez całkowicie mu obce osoby, znał on i kojarzył przynajmniej oskarżonego. M. J. (1) początkowo twierdził, iż nazwisko oskarżonego poznał dopiero podczas jego zatrzymywania przy galerii handlowej, czemu wyraźnie przeczył wspomniany już K. L., mający kontakt z pokrzywdzonym zaraz po zdarzeniu. Jednoznacznie zeznał on, że to pokrzywdzony od razu podał nazwisko (...) i opisał, że ukradli mu pojazd z parkingu J.; „ że dwóch mężczyzn używając siły” zabrało mu pojazd, a jeden z legitymowanych go uderzał w twarz. Na rozprawie świadek potwierdził tę wypowiedź i precyzował, że pokrzywdzony wskazywał, iż zna sprawców i mogą być jeszcze przy Galerii (...), na pewno wymieniał nazwisko (...). Dopiero po zapoznaniu się z tą wypowiedzią M. J. (1) stwierdził, że identyfikował oskarżonego po nazwisku nie podczas jego zatrzymania, ale na skutek przekazania mu telefonicznie takiej informacji przez L. C., który zadzwonił akurat w momencie, gdy pokrzywdzony był sam i czekał na przyjazd policjantów. Wersja ta pojawiła się jednak dopiero w końcowej fazie postępowania i musi zadziwiać fakt, że takiego telefonu nie pamiętał Ł. C. (1) ( będący wówczas jeszcze w towarzystwie (...)). Uwzględniając więc powyższe nie ma racjonalnych podstaw do zanegowania tej części wyjaśnień M. C. (1), w których opisuje przyczynę rozmowy z oskarżonym i uderzenia go w twarz, a w konsekwencji należy przyjąć, iż początkowo tłem zdarzenia były wcześniejsze nieporozumienia między M. J. (1) a oskarżonym i N. K. (1). Jest to o tyle istotne, iż jak opisywał pokrzywdzony w tej fazie zajścia nie było w ogóle mowy o ewentualnym zaborze jego samochodu. Poza drobnymi różnicami jego relacja złożona w toku całego postępowania była w miarę spójna, choć nie w pełni racjonalna i nie przekonująca. Wynikało z niej bowiem, że:

Kiedy wraz z Ł. C. (1) znajdował się na parkingu przy galerii handlowej (...) ( a więc miejsca, o którym wiadomo, że jest monitorowane) pojawił się pojazd H., najpierw powoli jadący dookoła M., a następnie obserwujący ów pojazd z pewnej odległości, by wreszcie zatrzymać się przed nim w sposób uniemożlwiający jazdę do przodu. Ten zaskakujący sposób poruszania się samochodu H. i nietypowe zachowanie znajdujących się w nim osób nie wzbudziło w pokrzywdzonym zaskoczenia. Z pojazdu tego najpierw wyszedł mężczyzna, którego nazwisko pokrzywdzony poznał później, gdy legitymowali go policjanci i pytał, czy pokrzywdzony jest „psem”. Potem podeszli dwaj pozostali i zachowywali się wulgarnie, cały czas dopytując siedzącego w środku pojazdu M. J. (1), czy jest „psem”. Jego pasażer – Ł. C. stał wówczas po drugiej stronie samochodu, rozmawiając z kolegą. Pokrzywdzony nie przyznał się, że jest policjantem, gdyż miał obawiać się tychże mężczyzn. Zastanawiające jest jednak, że czując tę obawę, widząc ich liczebną przewagę i agresywne – wulgarne zachowanie, pokrzywdzony nie próbował odjechać, zamknąć szyby w drzwiach i np. wezwać Policji. Przeciwnie – wysiadł z samochodu, bo „tak mu kazali”, bo jeden z nich stwierdził : „wyjdź, co będziesz tak siedział” (!). W tym momencie podszedł do niego M. C. cały czas poruszający temat zatrudnienia pokrzywdzonego w Policji i miał uderzyć go ”kilkakrotnie”, „5 – 6 razy pięścią w twarz”, po których to ciosach jednak M. J. (1) nie upadł, nie przewrócił się, a jedynym ich skutkiem było „lekkie zaczerwienienie twarzy po lewej stronie”. Nie wykonywał obdukcji lekarskiej „bo nie wiedział jak ma to załatwić”, choć przecież mógł to łatwo ustalić pytając policjantów, których zawiadomił o zdarzeniu. Jak zaznaczył pokrzywdzony, w tym momencie nie było już na parkingu T. D. (1) – czemu jednoznacznie przeczą nie tylko zeznania tego świadka, ale także odtworzone na rozprawie apelacyjnej nagranie monitoringu ( o czym dalej).

Dopiero po chwili najniższy z mężczyzn powiedział, że zabierze pokrzywdzonemu samochód i ten będzie musiał mu zapłacić, po czym usiadł na miejscu kierowcy ZAPOWIADAJĄC, że zaraz odjedzie. Takie zachowanie musi co najmniej zaskakiwać – jeśli bowiem pokrzywdzony zostawił kluczyki w stacyjce auta, zaś celem owych mężczyzn miała być jego kradzież, po co mieliby zapowiadać swoje zachowanie, uprzedzać o nim, skoro najłatwiejsze było po prostu odjechanie M.. Tymczasem nie tylko, że tak się nie stało, ale mimo owej zapowiedzi pokrzywdzonemu udało się, rzekomo, przez otwarte okno (mimo wcześniej odczuwanego strachu) wyjąć owe kluczyki, czemu nieznajomy siedzący na miejscu kierowcy nie przeciwdziałał - np. poprzez szarpanie, uderzanie itp. Widząc takie postępowanie M. J. (1) ani oskarżony (mający przecież współdziałać z pozostałymi osobami) ani drugi z nieustalonych mężczyzn nie próbowali go powstrzymać, nie wypowiadali żadnych gróźb, nie starali się odebrać mu kluczyków od samochodu. Dopytywany na rozprawie oświadczył on nadto, że nie wie, dlaczego chciano mu zabrać samochód - być może po to, żeby przyznał, że jest policjantem. Taka sugestia jest – w świetle twierdzenia o kradzieży auta – zaskakująca, ale tłumacząca zaistniałe zdarzenie. Zachowanie mężczyzn, nie używających przemocy czy groźby, mających świadomość, że mają do czynienia z policjantem i mogących po prostu odjechać samochodem, którzy proponują pokrzywdzonemu wspólną jazdę PO TO, BY UKRAŚĆ SAMOCHÓD jest zupełnie niezrozumiałe. Tłumaczy je jednak powyższa sugestia pokrzywdzonego. Działanie zmierzające do uzyskania od niego przyznania, że jest policjantem staje się czytelne, gdyż należy je odbierać właśnie jako rodzaj złośliwości, swoistej „nauczki” dla M. J. (1), mającej utrudnić mu życie poprzez konieczność poszukiwania swojego samochodu.

Z dalszej bowiem jego relacji wynika, że kiedy zabrał z M. kluczyki, wysiadł z niej opisywany jako najniższy - nieustalony mężczyzna i zażądał oddania owych kluczyków pod groźbą pobicia. Pokrzywdzony miał się go obawiać, bać się pobicia, ale mimo to nie spełnił polecenia, co nie spotkało się z reakcją żadnego z mężczyzn – w tym oskarżonego. Także wtedy nikt go nie szarpał, nie próbował odebrać kluczyków. Jednocześnie pokrzywdzony nie zwracał się do stojących obok: T.D. i Ł. C. z prośbą o pomoc, interwencję, a gdy kazano mu wsiąść do samochodu, aby się przejechać – pomimo sygnalizowanej obawy, to uczynił. Przypomnieć trzeba, że M. J. przez cały czas dysponował swoim telefonem lomórkowym i nawet nie próbował z niego korzystać.

Zaznaczyć przy tym trzeba, że propozycja wspólnej jazdy padła ad hoc („chyba doszli do wniosku że się przejedziemy”) i nie było wówczas mowy o zapłacie pieniędzy za zwrócenie pokrzywdzonemu samochodu M.. Żądanie tyczące kwoty 7.000 złotych miało paść podczas wspólnej jazdy, a gdy M.J. oświadczył, że nie posiada takich pieniędzy, mężczyźni wyznaczali mu termin jednej godziny na ich zorganizowanie. Mieli przy tym pojechać pod podany przezeń adres zamieszkania ( fałszywy) i tam oczekiwać kilkanaście minut na przyniesienie pieniędzy, po czym odjechać, a następnie w stanie nieuszkodzonym porzucić samochód, który został znaleziony tego samego dnia, po południu. Nie sposób wobec tego uciec od pytania o sens takiego postępowania sprawców rzekomej „kradzieży” M.. Najpierw nie pozwalają oni bowiem jechać pokrzywdzonemu ul. (...), następnie każą mu wysiąść i za godzinę przynieść pieniądze, po czym „widząc, że się on oddala” jadą do niego nakazując wejście do środka pojazdu i w rezultacie jadą pod adres posesji, co do której nie mają żadnej pewności, przez kogo jest zamieszkana. Przez cały ten czas nie stosują jednak ani gróźb ani przemocy, nie sprawdzają czy pokrzywdzony np. włączył dyskretnie w kieszeni telefon. Co więcej – przez kilka minut mają oczekiwać na niego na ulicy, narażając się na ewentualność natychmiastowego zatrzymania w wypadku wezwania przezeń Policji, a wszystko to po to, by następnie pozostawić nieuszkodzony samochód w niezbyt odległym miejscu. Co więcej – rzekomo z nimi współdziałający i znający ich plany oskarżony, przez cały czas pozostaje w miejscu, z którego odjechał M. J. (1) i do którego zapewne w pierwszej kolejności udałby się wraz z Policją. Okazuje się zatem, że wszystkie te działania, poza spowodowaniem problemów dla pokrzywdzonego (konieczność poszukiwania samochodu), dla sprawców nie przyniosły jakichkolwiek korzyści. Inaczej mówiąc - wiedząc, że mają do czynienia z policjantem naraziliby się na odpowiedzialność karną bez zapewnienia sobie choćby szansy na osiągnięcie zakładanego celu. Sam zaś pokrzywdzony, tłumaczący niektóre swoje zachowania obawą przed tymi mężczyznami, jednocześnie postępował w sposób świadczący o braku takiej obawy w zasadzie od początku zajścia aż do jego końca. To nieracjonalne zachowanie jego uczestników staje się zrozumiałe, gdy skupić się na wypowiedzi pokrzywdzonego odnośnie kwestii jego pracy jako policjanta. Jeżeli – jak wykazano wcześniej – przyjąć za prawdziwe wyjaśnienia oskarżonego o uprzednim incydencie, to jest bezpodstawnej próbie zatrzymania przez pokrzywdzonego do kontroli drogowej jego i N. K. (1) i takim właśnie podłożu zajścia z dnia 8 maja 2017r. , staje się ono swoistą „nauczką”, odegraniem się na M. J. (1). Oskarżonemu, a następnie nieustalonym mężczyznom zależało na odwecie, może nawet pewnej formie nastraszenia czy upokorzenia pokrzywdzonego, ale nie zaborze samochodu czy uzyskaniu w zamian za niego korzyści majątkowej. Jego relacja, wyolbrzymiająca pewne elementy zajścia stanowi kolejny etap tego konfliktu i powinna być oceniona jako wyraz postawy pokrzywdzonego, chcącego w ostatecznym rozrachunku „być górą” nad oskarżonym albo też efekt swoistej ”nadinterpretacji” postawy osób, z którymi wyjechał swoim samochodem spod galerii handlowej. Niezależnie bowiem od ułomności logicznych tej relacji trzeba zaznaczyć, że jest ona niespójna nie tylko z zeznaniami Ł. C. (1) ( co do prawdziwości których można istotnie mieć zastrzeżenia), ale także wypowiedziami T. D. (1) i wspomnianym już nagraniem z monitoringu.

Świadek T. D. jest przecież osobą obcą zarówno dla oskarżonego jak i pokrzywdzonego, niemającą żadnego powodu do opowiadania się po którejkolwiek ze stron konfliktu. Przesłuchany dwukrotnie wyraźnie zastrzegł on, że wszyscy mężczyźni, którzy przyjechali H. ( poza N. K., z którym on rozmawiał) tylko dyskutowali z M.J. i absolutnie wykluczył, aby używano wobec pokrzywdzonego przemocy, zastraszania. Podkreślił, że do momentu odjazdu M. stał blisko pojazdu i nie słyszał ani nie widział jakiegokolwiek sygnału ze strony pokrzywdzonego, który powinien być odczytany jako prośba o pomoc, interwencję itp. W szczególności pokrzywdzony nie prosił np. o przestawienie pojazdu, nie sygnalizował, że chce sam stamtąd odjechać. To właśnie depozycje świadka a nie zeznania pokrzywdzonego znajdują odzwierciedlenie w zapisie z kamer, zainstalowanych na budynku Galerii (...), które dla sądu orzekającego miały kluczowe znaczenie. Sąd odwoławczy nagrania te odtworzył na rozprawie apelacyjnej z udziałem oskarżonego, mając możliwość zapoznania się bezpośrednio z tym dowodem i jego oceny.

Zdaniem Sądu, wbrew stanowisku sądu orzekającego, nagrania te nie dają podstaw do przyjęcia, iż doszło do popełnienia przestępstwa zarzucanego M. C. (1). Istotnie, na nagraniu widać, że mężczyźni przybyli pojazdem H. podchodzą do M., z której po chwili wysiada kierujący i podejmuje z nimi „ożywioną dyskusję”. Wówczas jednak obok znajduje się samochód S. (...) należący do T. D. (1), a więc jest on obecny na miejscu zdarzenia. Poza tym, że wszyscy mężczyźni rozmawiają stojąc, nieznacznie zmieniając swoje położenie, nie widać żadnych przejawów agresji wobec jednego z nich, a zwłaszcza kilkukrotnego zadawania ciosów pięścią w twarz. Sąd odwoławczy dostrzega, podobnie do uwag sądu I instancji, że jakość owego nagrania nie jest najlepsza i nie pozwala na precyzyjne ustalenie poszczególnych uczestników zajścia ( np. identyfikację ich twarzy) czy też każdego ich gestu czy ruchu. O ile jednak mankamenty te powodują, że może pozostać „nie zauważone” pojedyncze uderzenie w twarz, o tyle wyprowadzenie kilkakrotnie przez tę samą osobę ciosów zadanych pokrzywdzonemu musiałoby być nagrane przynajmniej jako pewna, powtarzalna sekwencja gestów tego samego napastnika. Tego jednak nagranie nie zawiera. Oczywiście nie wyklucza ono tego stanowczo, ale jakość tego dowodu powoduje, że istnieje wątpliwość co do możliwości ustalenia na jego podstawie faktycznego zachowania M. C. (1). W tej więc mierze odwołać się należy do omówionych wyżej zeznań M. J. (1) i wyjaśnień oskarżonego. W szczególności jednak nagranie to nie pozwala na odtworzenie tego, jakie dokładnie słowa padały podczas rozmowy pokrzywdzonego z pasażerami H., jakie były ich żądania, a tym samym – jaki był faktyczny zamiar oskarżonego, w realizacji którego rozpoczął on rozmowę z M. J. (1) i uderzył go w twarz. Jest to zaś kwestia kluczowa dla prawnokarnej oceny jego zachowania.

Zaznaczyć bowiem należy, przyznając w tym rację skarżącemu, iż nawet całkowite obdarzenie wiarą zeznań pokrzywdzonego nie daje podstaw do przyjęcia, że M. C. (1) dopuścił się występku opisanego aktem oskarżenia. Ani on sam ani też N. K. (1) nie podawał, aby podczas jazdy do galerii handlowej toczyły się jakieś rozmowy tyczące pokrzywdzonego, a zwłaszcza planowanego zaboru jego pojazdu, żądania od niego pieniędzy itp. M. J. (1) takich uzgodnień nie słyszał również ani podczas pobytu na parkingu Galerii ani podczas późniejszej jazdy z nieznajomymi. Kiedy oskarżony do niego podszedł nie wspominał czegokolwiek o samochodzie, interesował się tylko tym, czy pokrzywdzony jest policjantem i ten fakt był przyczyną uderzenia go przez M. C.. Kwestia zaboru samochodu pojawiła się dopiero później, zaś oskarżony w rozmowie na ten temat nie uczestniczył i poza tym, że nie powstrzymywał nieznajomego – w żaden sposób nie reagował. Przeciwnie – odwołując się do wcześniejszego zatargu, cały czas chciał bić pokrzywdzonego, jednocześnie nie sygnalizując, aby miało to jakikolwiek związek z zapowiadanym zaborem M.. Następnie, kiedy M. J. (1) wyciągnął kluczyki ze stacyjki swego pojazdu, oskarżony nie uczynił nic aby je zabrać – nie żądał ich od pokrzywdzonego, nie próbował ich wyrwać. Zważywszy na jego wcześniejszą agresywną postawę należy spodziewać się, że gdyby obejmował swym zamiarem wyzucie pokrzywdzonego z posiadania M. po to, aby w zamian za jej zwrot uzyskać pieniądze, to on właśnie byłby osobą dążącą do realizacji tego planu. Także w momencie, gdy jeden z mężczyzn powiedział, że „jadą się przejechać z pokrzywdzonym”, oskarżony nie zareagował – nie było mowy o ewentualnym precyzowaniu kwoty jaką dostarczyć ma pokrzywdzony; nie uprzedzał, że będzie na parkingu oczekiwał na swoją część pieniędzy. Nie uczynił nic, co świadczyłoby o jego identyfikowaniu się z postępowaniem obu nieustalonych mężczyzn. Ma więc rację autor apelacji wywodząc, że w tym zakresie co najmniej istniały wątpliwości, o jakich mowa w art.5 § 2 k.p.k. , które powinny być przesądzone na korzyść oskarżonego. Sama bowiem jego obecność na parkingu w pobliżu pokrzywdzonego w czasie wypowiadania „zapowiedzi” zabrania pojazdu czy też brak reakcji ( której przecież nie podjął również N. K. (1), Ł. C. (1) czy T. D. (1)) nie jest wystarczająca dla przyjęcia, iż oskarżony zamiarem swoim obejmował popełnienie przestępstwa z art. 191 § 1 k.k. w zb. z art. 286 § 2 k.k. w zw. z art. 11 § 2 k.k.

W tym stanie rzeczy należało uznać, że opisany materiał dowodowy pozwala na przypisanie M. C. (1) wyłącznie naruszenia nietykalności cielesnej M. J. (1). Jak wyżej wykazano oskarżony przyznał się tylko do jednokrotnego uderzenia pokrzywdzonego, który twierdził, że takich uderzeń było kilka. Najistotniejsze jednak jest to, że nie ma obecnie możliwości stanowczego ustalenia, czy skutkiem takiego zachowania oskarżonego było spowodowanie obrażeń ciała trwających poniżej 7 dni ( co uzasadniałoby odpowiedzialność za występek z art. 156 § 2 k.k.) czy też stanowiło ono wyłącznie naruszenie nietykalności cielesnej pokrzywdzonego. Abstrahując od nieprzekonującego tłumaczenia odnośnie do powodów zaniechania uzyskania obdukcji lekarskiej stwierdzić trzeba, że zeznania M. J. (1) świadczą raczej o braku jakichkolwiek obrażeń ciała. Mówił on bowiem wyłącznie o zaczerwieniu lewej części twarzy, nie sygnalizował występowania siniaków, zaprzeczył przerwaniu tkanki łącznej ( skóry) w okolicach lewego łuku brwiowego. Jego matka - A. P. zeznała, że najpierw syn mówił tylko o tym, że ukradli mu samochód i nie wie, kto to zrobił i dopiero potem podał, że został pobity. Na rozprawie początkowo stwierdziła, że syn „miał mocno potłuczoną buzię, rozwalone koło oka”, by dopytywana o szczegóły owych obrażeń ( których przecież nie podawał sam pokrzywdzony) wycofała się tłumacząc, że jako matka być może wyolbrzymia pewne fakty. Tym samym jednak jej zeznania nie przyczyniły się do wyjaśnienia tej kwestii. Dodać tylko trzeba, że zapewne gdyby faktycznie pokrzywdzony miał obrażenia ciała widoczne jeszcze następnego dnia, to po opadnięciu emocji zapewne zdecydowałby się jednak na udanie do lekarza nie tylko celem uzyskania obdukcji, ale np. upewnienia, że nie doznał poważniejszych skutków zdarzenia. Wreszcie trzeba przywołać wypowiedź cytowanego już wcześniej K. L. – policjanta mającego z pokrzywdzonym kontakt niemal bezpośrednio po zdarzeniu, który słyszał jego relację, jakoby sprawcy go pobili i ukradli samochód. Otóż świadek ten ani słowem nie wspomina o zauważeniu jakichkolwiek śladów na twarzy pokrzywdzonego, a zwłaszcza o pouczeniu go o możliwości wykonania obdukcji lekarskiej czy propozycji zawiezienia do szpitala, choć pokrzywdzony mówił mu o uderzeniu w twarz przez jednego z zatrzymanych. Płynie stąd wniosek, że policjant nie dostrzegł wyraźnych obrażeń – śladów uderzenia, a zatem skutkiem zachowania oskarżonego było jedynie naruszenie nietykalności cielesnej M. J. (1).

Ze względu na to, że obecny na rozprawie apelacyjnej prokurator objął czyn ściganiem ów czyn, Sąd Okręgowy zmienił zaskarżony wyrok i uznając M. C. (1) za winnego popełnienia występku z art. 217 § 1 k.k. wymierzył mu karę 200 stawek dziennych grzywny, ustalając wysokość jednej stawki na 10 złotych, na poczet której zaliczył oskarżonemu odpowiadający wysokości kary okres tymczasowego aresztowania w sprawie. Jest to kara uwzględniająca dyrektywy, o jakich mowa w art. 53 § 1 k.k., uwzględniająca także motywację działania oskarżonego.

Mając zatem na uwadze wszystkie omówione wyżej okoliczności, Sąd Okręgowy orzekł jak w części dyspozytywnej.

SSO Sebastian Mazurkiewicz SSO Beata Tymoszów SSR Justyna Dołhy