Pełny tekst orzeczenia

Sygn. akt IIK 11/14

WYROK

W IMIENIU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ

W., dnia 22 stycznia 2015 r.

Sąd Rejonowy dla Wrocławia–Śródmieścia we Wrocławiu II Wydział Karny w składzie:

Przewodniczący: SSR Anna Kochan

Protokolant: Magdalena Wujda

przy udziale Prokuratora Prokuratury Rejonowej dla Wrocławia-Śródmieście ---

po rozpoznaniu sprawy:

R. M. (1)

syna J. i S. z domu K.

urodzonego(...)r. w S.

PESEL: (...)

oskarżonego o to, że

w dniu 19 czerwca 2012 r. we W. groził pozbawieniem życia W. W. (1), przy czym groźby te wzbudziły u pokrzywdzonej uzasadnioną obawę ich spełnienia,

tj. o czyn z art. 190 § 1 k.k.

* * *

I.  na podstawie art. 66 § 1 i 67 § 1 k.k. postępowanie karne przeciwko R. M. (1) o czyn z art. 190 § 1 k.k. opisany w części wstępnej wyroku warunkowo umarza na okres próby 1 (jednego) roku;

II.  zasądza od Skarbu Państwa na rzecz adw. G. K. 2257, 56 zł (w tym VAT) tytułem nieopłaconej pomocy prawnej udzielonej oskarżonemu z urzędu;

III.  na podstawie art. 629 k.p.k. w związku z art. 624 k.p.k. oraz art. 17 ust. 1 ustawy z dnia 23 czerwca 1973 roku o opłatach w sprawach karnych zwalnia oskarżonego od kosztów procesu w całości, obciążając nimi Skarb Państwa;

Sygn. akt Sygnatura ()

UZASADNIENIE

Na podstawie zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego Sąd ustalił następujący stan faktyczny:

Oskarżony R. M. (1) mieszka we W. przy ul. (...). Aktywnie działa w spółdzielni, między innymi był przewodniczącym Rady Nadzorczej Małej Wspólnoty Mieszkaniowej (...) we W. mieszczącej się przy. ul. (...). W spółdzielni istnieje konflikt pomiędzy niektórymi jej członkami, w tym oskarżonego, a zarządem. Prezes Spółdzielni - S. J. (1) wystosował od członków spółdzielni pismo, w którym wskazał na R. M. (1) jako składającego zawiadomienia do prokuratury oraz członka spółdzielni, który uporczywie nie płaci czynszu. Z kolei R. M. (1) zarzuca J. niewłaściwy sposób zarządu i zamieszcza o tym informacje w różnych miejscach.

R. M. (1) wystąpił przeciwko S. J. (1) z prywatnym aktem oskarżenia o pomówienie (zakończone nieprawomocnym uniewinnieniem), z jego powództwa toczyły się też postępowania cywilne w przedmiocie uchylenia uchwał Walnego Zgromadzenia Członków (...) Spółdzielni Mieszkaniowej (...). Spółdzielnia uzyskała z kolei nakaz zapłaty przeciwko oskarżonemu.

Dowód:

częściowo wyjaśnienia oskarżonego – k. 31-34, 128-129, 233-235, 264, 272

zeznania świadka W. W. – k. 6-8, 129-131, 235-238

zeznania świadka S. J. – k. 18-19, 131-132, 263-264

zeznania świadka J. Z. – k. 20-21, 133, 266

częściowo zeznania świadka M. S. – k. 22-23, 132-133, 265

zeznania świadka I. S. – k. 24-25, 131, 318

zeznania świadka A. Ś. – k. 38-39, 146-147, 270

zeznania świadka C. Ś. – k. 40-41, 145-146, 268

zeznania świadka K. Ś. – k. 42-43, 145, 269

zeznania świadka T. P. – k. 44-45, 150-151, 267-268

zeznania świadka M. W. – k. 48-49, 147-148, 270-272

odpisy wyroków k. 158, 159,160, 227-231, 305, 313

prywatny akt oskarżenia – k. 278-287

odpis postanowienia Kp 813/12, II Kp 1007/12 – k. 288-293

pismo do i od oskarżonego – k. 256- 261

W dniu 19 czerwca 2012 r. S. J. (1) Prezes Spółdzielni Mieszkaniowej (...) zadzwonił z biura spółdzielni do R. M. (1), informując, że może odebrać materiały Rady Nadzorczej na Walne Zgromadzenie. W tym dniu pełnił cotygodniowy dyżur między godziną 18.00 a 20.00.

Dowód:

wykaz połączeń wychodzących z numeru 71- (...)

pismo – k. 255a

częściowo wyjaśnienia oskarżonego – k. 31-34, 128-129, 233-235, 264, 272

zeznania świadka S. J. – k. 18-19, 131-132, 263-264

W biurze spółdzielni doszło do sprzeczki pomiędzy R. M. (1) a S. J. (1). J. opuścił biuro, w pomieszczeniu pozostał R. M. (1).

Przed budynkiem na ławce siedzieli sąsiedzi: pokrzywdzona W. W. (1), J. Z. (2) i M. S. (2). J. poinformował ich, że został napadnięty słownie przez M., który zarzucał mu defraudacje i wyzywał od złodziei. Wszystkie wyżej wymienione osoby udały się do biura spółdzielni, gdzie zastały R. M. (1). Doszło tam do kłótni pomiędzy W. W. (1) a R. M. (1). W. W. (1) zapytała M., czy załatwił swoją sprawę, gdy ten potwierdził, stanowczo żądała, aby opuścił lokal. Oskarżony stwierdził, że może przebywać w biurze. Gdy W. W. (1) podeszła do oskarżonego, ten pchnął ją na ścianę i zaczął wychodzić. Poruszał się wówczas o kuli. Pokrzywdzona szła za nim po schodach, w pewnym momencie, już przy wyjściu z budynku, zirytowany oskarżony odwrócił się i powiedział: „no uderz mnie, uderz” a następnie: „Nie przeszkadzaj mi ty k…, bo cię zabiję”. Wszyscy opuścili budynek, W. W. (3) przestraszyła się groźby, został wezwana Policja.

Dowód:

częściowo wyjaśnienia oskarżonego – k. 31-34, 128-129, 233-235, 264, 272

zeznania świadka W. W. – k. 6-8, 129-131, 235-238

zeznania świadka S. J. – k. 18-19, 131-132, 263-264

zeznania świadka J. Z. – k. 20-21, 133, 266

częściowo zeznania świadka M. S. – k. 22-23, 132-133, 265

zeznania świadka I. S. – k. 24-25, 131, 318

zeznania świadka M. W. – k. 48-49, 147-148, 270-272

zeznania świadka P. M. – k. 266-267

Po wyjściu z biura spółdzielni udał się do mieszkających nieopodal państwa A. i C. Ś. (2), którym opisał zdarzenie.

Pokrzywdzona poprosiła syna M. W. (2), by zadzwonił po policję. Po przyjeździe funkcjonariuszy stwierdziła, że R. M. (1) ją wulgarnie znieważał, nie mówiła, by jej groził lub że ją popchnął.

W dniu 23 czerwca 2012 r. W. W. (3) złożyła w prokuraturze pisemne zawiadomienia o przestępstwie wskazując, że M. w biurze spółdzielni w dniu 19 czerwca 2012 r. popchnął ją na ścianę a następnie groził jej pozbawieniem życia, a ona obawia się tej groźby.

Na zebraniu Walnego Zgromadzenia w obecności I. S. (2) oskarżony oświadczył W., że tak powiedział, lecz co z tego.

Dowód:

częściowo wyjaśnienia oskarżonego – k. 31-34, 128-129, 233-235, 264, 272

zeznania świadka W. W. – k. 6-8, 129-131, 235-238

zeznania świadka I. S. – k. 24-25, 131, 318

zeznania świadka A. Ś. – k. 38-39, 146-147, 270

zeznania świadka C. Ś. – k. 40-41, 145-146, 268

zeznania świadka K. Ś. – k. 42-43, 145, 269

zeznania świadka T. P. – k. 44-45, 150-151, 267-268

zeznania świadka M. W. – k. 48-49, 147-148, 270-272

zeznania świadka P. M. – k. 266-267

zeznania świadka I. S. – k. 318

zawiadomienia o przestępstwie k. 1

R. M. (1) (ur. 1947) jest emerytem, nie był karany, nie był leczony psychiatrycznie, neurologicznie ani odwykowo

Dowód:

karta karna – k. 37

dane osobopoznawcze – k. 46

W postępowaniu przygotowawczym oskarżony nie przyznał się do czynu, wyjaśniając, że stwierdzenie zawarte w zarzucie jest pomówieniem. Nigdy nie użył słów z zarzutu i opisał wulgarne zachowanie W. i grożenie mu przez Z.. W. była agresywna, więc wyszedł z biura i udał się do sąsiada. Kiedy pytał J., dlaczego go zamknął w biurze, odparł, że oskarżony go pobił i wyzywał.

Po raz pierwszy przesłuchiwany przed Sądem nie przyznał się do popełnienia zarzuconego mu czynu i rozszerzył swoje wyjaśnienia. Ocenił, że oskarżenie go o groźby to pomówienie. Opisał, że w dniu 18 czerwca 2013 r. udał w celu przygotowania materiałów na walne zgromadzenie. Jest bowiem członkiem spółdzielni mieszkaniowej (...) we W. i przewodniczącym rady nadzorczej. W dniu 19 czerwca 2013 r. zadzwonił do niego wieczorem pan J., informując, że materiały, o które prosił są przygotowane i można je odebrać. Oskarżony postanowił udać się do siedziby spółdzielni. Gdy szedł do biura, zauważył, że na ławce w pobliżu biura siedzą trzy osoby: pani W., pani S. i pan Z.. Drzwi wejściowe od biura spółdzielni były szeroko otwarte. Pan J. przedstawił mu jednak inne pismo, niż to, o które prosił. W tym momencie – według oskarżonego - J. wstał i ze słowami „wypier…” wyskoczył z biura, szybko wybiegł, ja za nim chciałem wyjść, ale on mi zatrzasnął drzwi wejściowe do biura, zamykając je na klucz, ja zostałem w środku, w pomieszczeniu byłem sam”. Próbował otworzyć drzwi, ale były zamknięte na zamek górny, który od wewnątrz nie dawał się otworzyć. Jak podał, próbował zadzwonić do kolegów, sąsiadów, ale na skutek zdenerwowania mylił numery. Ostatecznie skontaktował z się synem, jednakże nie powiedział mu o co chodzi. Po ok. 5 minutach usłyszał, że drzwi się otwierają. Drzwi otworzył prawdopodobnie p. J.. W tym momencie wchodziła p. W. za nią p. J., na klatce stał p. Z. i p. S.. W tym momencie Z. wyzwał oskarżonego „od ch…, krzycząc z klatki schodowej. Pani W. zapytała „co pan tu robi”, ja się cofnąłem do następnych drzwi. Nie odpowiadałem”. Zapytał natomiast p. J., dlaczego go zamknął: „J. odpowiedział, że go wyzywałem. Zaprzeczyłem. Pani W. powiedziała, żebym się wyniósł, bo ona tu załatwia sprawy. Ja powiedziałem, że ja nie załatwiłem swojej sprawy. Pani W. złapała mnie za rękaw, krzycząc „wypier…”. Widząc agresję ze strony pokrzywdzonej, która wypychała go z biura, oskarżony odepchnął jej rękę, mówiąc „co pani się mnie czepia”. Następnie odwrócił się i wyszedł. W. szła za oskarżonym. Szli za nim również p. S. i p. Z.. Gdy już wychodził z budynku pokrzywdzona pchnęła oskarżonego mówiąc: „bo ci w mordę dam”. Oskarżony zatrzymał się w wiatrołapie, odwrócił się do W. i powiedział dwukrotnie „no uderz”. W. cofnęła się i oskarżony wyszedł z budynku. Widział, że z klatki obok wyskoczył syn p. W. i krzyczał do telefonu: „Policja proszę przyjechać bo napadnięto na prezesa spółdzielni”. Oskarżony udał się do sąsiadów i opowiedział Ś. całą historię. Zaprzeczył, aby wobec W. użył innych słów niż te które podał w wyjaśnieniach.

Oskarżony przyznał, że od 2008 r. jest w sporze z J.: „podstawą sporu są różne pomówienia kierowane przez J. pod moim adresem i innych mieszkańców”. Jako przewodniczący rady nadzorczej oskarżony zarzucał J. łamanie prawa w związku z pełnieniem funkcji prezesa spółdzielni. Jak podał: „pani W. w tych sporach stoi po stronie p. J., jest jego bliską znajomą, jak i pracownicy spółdzielni”. Uważa, że całe zdarzenie było prowokacją, a jego celem było poniżenie go w oczach mieszkańców jako przewodniczącego rady nadzorczej.

Po raz drugi przesłuchiwany w postępowaniu przed Sądem oskarżony również nie przyznał się do czynu i podał, że „te słowa, które zostały mi zarzucone, nie padły. Padły tylko słowa typu: „no uderz” i to była odpowiedź na słowa pani W., która, idąc pół metra za mną na schodach, powiedziała: „bo ci w mordę dam”. Uważam, że całe zdarzenie zostało zorganizowane przez J.”. Jak ponownie podał, zarzuca mu niegospodarność, marnotrawstwo, przywłaszczenie spółdzielczego mienia, co ma odbicie w procesach sądowych, które oskarżony kierował „w celu udowodnienia rażącego łamania prawa przez J. w stosunku do spółdzielni i jej członków. Prowadzę ze spółdzielnią spory, którą reprezentuje J.”. Z tego powodu J. szkaluje go, nazywa kłamcą, oszustem, twierdzi, że oskarżony okrada spółdzielnię, nie płaci czynszu, co znalazło swoje odbicie w sprawie z oskarżenia prywatnego (jak wynika z akt sprawy zakończyło się ono nieprawomocnym uniewinnieniem J.).

Odnosząc się do dnia zdarzenia oskarżony podał, że prosił o materiały dotyczące kosztów eksploatacji spółdzielni i wykazu remontów z uwzględnieniem wykonawców. W dniu 19 czerwca był w domu, o godz. 19:09 zadzwonił do niego J., powiedział że ma przygotowane materiały i kazał przyjść do biura. W biurze otrzymał inne pismo, w pewnym momencie J. powiedział: „wypier…”, wybiegł z biura, a kiedy oskarżony chciał wyjść za nim - drzwi zostały zamknięte i przekręcone na klucz. Jak twierdził oskarżony, próbował zadzwonić do znajomych, nie było ich, zadzwonił do syna, „ale zorientowałem się, że mi nie pomoże” Usłyszał, że otwiera się zamek, drzwi i wchodzi pani W., a za nią J.. R. M. zapytał J., dlaczego go zamknął, on odpowiedział, że oskarżony go wyzywał. Włączyła się do rozmowy pani W. i powiedziała: „proszę stąd wyjść, bo ja tu załatwiam sprawę”. Kiedy powiedziałem, że ja jeszcze nie załatwiłem sprawy, powiedziała do mnie: „wypier…” i szarpnęła go za ramię, wypychała z biura. Oskarżony wtedy odrzucił jej rękę. Obok W. stała pani S., która nic nie mówiła, weszli we trojkę. Przy drzwiach stał pan Z., który wykrzykiwał: „ty ch…, wynocha z tego biura”. Widząc to, oskarżony postanowił wyjść. Szedł powoli po schodach, W. szła za nim „dosłownie na moich plecach, na dolnym stopniu W. popchnęła mnie i zawołała: „bo ci w mordę dam”. Zrobiłem krok do przodu, odwróciłem się i powiedziałem: „no uderz”, ona wtedy cofnęła się”. Oskarżony poszedł do domu, ale będąc przy drugiej klatce schodowej, postanowił wstąpić do znajomych. Kiedy dochodził do drzwi „wyskoczył syn W.M. i przez telefon wołał: „policja, proszę przyjechać, bo był napad na prezesa”. Oskarżony opowiedział Ś. całą historię. Policji opowiedział zdarzenie, „że zostałem napadnięty. Odpowiedzieli: „my wiemy, że było odwrotnie”. Wychodząc na dwór zobaczyłem przed biurem spółdzielni dużo ludzi, głównie znajomi pana prezesa i usłyszałem: „o to ten, który napadł na prezesa”. Poszedłem do domu. Wieczorem napisałem zawiadomienie na policję i rano zaniosłem na komisariat”. Zaprzeczył, aby popychał W. w biurze na ścianę, „bo ona stała przy drzwiach”.

Przytoczenie wyjaśnień oskarżonego in extenso ma na celu prezentację tego, jak oskarżony przedstawia zdarzenie, a ponieważ opisuje je całkowicie odmiennie od naocznych świadków, których wiarygodność była nadto w postępowaniu kwestionowana, należało przeanalizować zeznania i ustalić, w jaki sposób relacje te różnią, czy istotnie i czy są w nich rozbieżności mające wpływ na ocenę ich wiarygodności. Ocena wiarygodności wyjaśnień zostanie omówiona w dalszej części uzasadnienia.

Świadkowie W. i J. są świadkami wiarygodnymi.

I tak, pokrzywdzona W. W. (1) w postępowaniu przygotowawczym podała, że w dniu 19 czerwca 2012 r. siedziała pod blokiem z sąsiadami na ławce. Nagle z siedziby spółdzielni wybiegł prezes J., krzycząc, żeby mu pomóc. Gdyż został napadnięty. Wraz z sąsiadami udała się do biura, w którym oskarżony przez komórkę rozmawiał z kimś. Pokrzywdzona spytała, czy oskarżony załatwił już swoją sprawę i poprosiła, żeby opuścił biuro. M. stwierdził, że tego nie zrobi i w pewnym momencie popchnął świadka na ścianę, która jednak nie odniosła z tego powodu żadnych obrażeń. M. wyszedł. Zaznaczyła, że drzwi biura były otwarte i nie były zamknięte na żaden klucz. Pokrzywdzona i sąsiedzi również wychodzili z biura i szli za oskarżonym. Wychodząc z bramy oskarżony obrócił się i powiedział do W.: „nie przeszkadzaj mi ty, k…, bo cię zabiję”. Potem wyszedł z bramy i udał się do bramy nr 50. Gróźb się obawia, ponieważ M. „jest osobą agresywną, kłótliwą i skorą do fizycznej agresji”. Pokrzywdzona i oskarżony mieszkają na jednym podwórku (choć ich mieszkania mają inne adresy uliczne).

Po raz pierwszy przesłuchiwana przed Sądem W. W. (1) uszczegółowiła zeznania i podała, że w tym dniu ok. godz. 19:30 siedziała na ławce z sąsiadami. W pewnym momencie do biura spółdzielni wszedł p. M.. Drzwi od spółdzielni od klatki schodowej bramy 48 były otwarte, zajrzała więc, czy M. wszedł do biura. W tamtym okresie oskarżony nie był przewodniczącym Rady Nadzorczej. Po jakiś 5-10 minutach wybiegł z bramy prezes J. i powiedział „pomóżcie mi, bo mnie napadł”. Siedzący na ławce wstali i poszli do biura, gdy świadek weszła, pan M. telefonował do jakiegoś T.. Drzwi do spółdzielni były otwarte. Świadek spytała prezesa, czy wezwać pogotowie lub policję. Prezes odpowiedział, że nie, bo to była napaść słowna. Mówił, że oskarżony wyzwał go od złodziei, zarzucał defraudację pieniędzy, „więc spytałam M., czy załatwił swoją sprawę w spółdzielni, którą miał do załatwienia. Powiedział, że tak, więc poprosiłam, aby opuścił biuro”. Widziała, że „prezes jest bialutki jak prześcieradło. Słyszałam kiedyś, że jest po zawale”. M. powiedział, że biura nie opuści, bo jako członek spółdzielni ma prawo przebywać bez ograniczeń w biurze. Gdy ponownie poprosiła o opuszczenie biura, oskarżony ją popchnął na ścianę i zaczął wychodzić z biura. Wyszedł z biura na schodki, a świadek szła za nim, za nią – pozostali, poza prezesem, który został w biurze. W pewnym momencie, gdy oskarżony szedł po schodkach na ok. metrowym docinku do bramy, odwrócił się do świadka, złapał się rękoma za futrynę drzwi wejściowych bramy 48 i powiedział „nie przeszkadzaj mi ty k…, bo cię zabiję”. Wycedził też przez zęby „no uderz mnie, no uderz mnie”. Jak podała, „myślę, że zareagował tak, bo w końcu ktoś po raz pierwszy ktoś zwrócił mu tak konkretnie uwagę i on nie mógł sobie z tym poradzić”. Jak podała: „Ja w tym momencie się tak wystraszyłam samej tej reakcji, że się obrócił i tej groźby, że nie widziałam, co się ze mną dzieje. Cała się trzęsłam”. Świadek siadła na ławce, widziała, że oskarżony stoi przy domofonie. Pamiętała, że ona najpierw zadzwoniła domofonem do syna, by zszedł, bo trzeba zadzwonić na policję, bo M. napadł na prezesa”. Pytana, oświadczyła Sądowi, że w pierwszym momencie po wypowiedzeniu groźby „wystraszyłam się tych słów i reakcji, że się aż trzęsłam. Gdy przyjechała policja, byłam w takim stanie, że nie mogłam nic mówić, powiedziałam, że przyjadę w dniu następnym”. Jak twierdzi, oskarżony po tym zajściu za każdym razem, gdy ją widzi, wyzywa od bandytek, k…, szmat. Boi się, że M. może spełnić groźby, zauważyła, że po ciemku chodzi po jej klatce schodowej. Na drugi dzień pokrzywdzona czekała, że oskarżony ją przeprosi.

Po raz drugi przesłuchiwana podała, że siedziała z sąsiadkami na ławce. „Nieraz tam siedziałyśmy, to nie było nic wcześniej ustalone”. Dosiadł się również wracający z zakupów Z.. M. kierował się w stronę biura spółdzielni, słychać było krzyki: „Jakieś 5-10 minut po wejściu M., wybiegł prezes ze słowami: „pomóżcie mi, bo mnie napadł”. Gdy całą trójką (S., Z. i ona) weszli do biura, prezes siedział przy biurku: „gdy weszłam do biura zobaczyłam, że prezes jest blady i zdenerwowany, spytałam go, czy wezwać pogotowie i policję”. Na pytanie pokrzywdzonej, co się stało, J. powiedział, że napadł go słownie, wyzywał od złodziei, że defrauduje pieniądze. Zapytała M., czy załatwił swoją sprawę: „powiedziałam coś w typie, żeby załatwił swoją sprawę, bo są jeszcze inni, a pan na okrągło okupuje spółdzielnię. M. powiedział, że ma prawo przebywać w spółdzielni i będzie przebywał ile chce. Powiedziałam coś w rodzaju, by opuścił biuro i pan M. mnie odepchnął”. Nie stało jej się nic na skutek tego odepchnięcia. Wtedy oskarżony zaczął wychodzić z biura spółdzielni. Świadek szła za nim, myślała, że sprawa jest zakończona: „w pewnym momencie M. energicznie się odwrócił, było to w bramie wejściowej, powiedział: „nie przeszkadzaj mi ty k…, bo cię zabiję”. Jak wskazała, jest to osoba obca, która jej nie zna. Pokrzywdzona nie uczestniczy w sprawach spółdzielni, czego dowodzi to, że nie występuje w żadnych sprawach sądowych. Stwierdziła, że przestraszyła się słów pana M. „na tyle, że jak przyjechała policja, to nie mogłam słowa wypowiedzieć. Do syna nie dzwoniłam, syn widział przez okno, ja powiedziałam mu: „zadzwoń na policję, bo M. napadł na prezesa”. Ostatecznie podała, że już w końcu nie pamięta, jak było z tym wezwaniem syna: „nie jestem pewna, ale być może syn przynosił kawę, kiedy M. wchodził do spółdzielni. Kiedy M. wychodził po zdarzeniu, syn być może był na dole, ale ja tego nie pamiętam, nie będę wymyślała”.

Dopytywana o groźby wskazała, że M. powiedział to przez zaciśnięte zęby, potem powiedział: „no uderz mnie” dwa razy. Oceniła, że chciał ją sprowokować po popchnięciu i wypowiedzianych słowach. Przypomniała sobie również, że na ostatnim walnym zgromadzeniu „pisaliśmy raport i M. opowiadał pani S., jak został przeze mnie pobity. Powiedziałam: „panie M., po co pan kłamie, było tak, tak i tak”. Oskarżony powiedział: „powiedziałem tak i co z tego” i pani S. powiedziała mu, by się zgłosił do lekarza. Dodam, że jeszcze mówiłam, że nie przypominam sobie, aby tak zeznawał w czasie pierwszego przesłuchania. Ja zrozumiałam wtedy też, że powiedział, że jestem głupia, zaprotestowałam i wtedy M. powiedział: „przepraszam bardzo, gada pani głupoty”.

S. J. (1) w postępowaniu przygotowawczym opisał, że R. M. po wejściu do biura zaczął go wyzywać i obrażać, twierdząc, że świadek kradnie, że jest korupcja w spółdzielni. Świadek zdenerwował się i wyszedł z biura trzaskając drzwiami. Na ławce siedziała pokrzywdzona i inne osoby, opowiedział im, co się stało. Pokrzywdzona wraz z pozostałymi osobami poszła do biura i w biurze powiedziała do oskarżonego, że jeśli załatwił swoją sprawę to ma wyjść, bo ona teraz ma sprawę do J.. M. nie chciał wyjść, zaczęła się dyskusja. W pewnym momencie oskarżony stanął w drzwiach, popchnął pokrzywdzoną, wyzywał wulgarnie. Nie przypominał sobie, aby groził, ktoś wezwał Policję.

Po raz pierwszy przesłuchiwany w postępowaniu przed Sądem świadek J. zeznał, że co wtorek – jako prezes spółdzielni - miał dyżur od godz. 18.00 do 20.00. Przyjmuje wówczas mieszkańców. W tym dniu przyszedł pan M. załatwić jakąś sprawę, lecz nie pamiętał, czy oskarżony kontaktował się wcześniej telefonicznie. Jak podał, oskarżony zaczął „wyzywać mnie od złodziei, że korumpuję radę nadzorczą, że kradnę, fałszuję i niszczę dokumenty. To nie było pierwsze takie zdarzenie. Pan M. jest bardzo aktywnym mieszkańcem spółdzielni, on podnosi różne inicjatywy, rozprowadza różne pisma wśród mieszkańców”.

Jak podał, zdenerwował się tym obrażeniem, wybiegł na podwórko, gdzie siedziało parę osób, w tym pokrzywdzona p. W., p. S., p. B., p. Z. i chyba syn p. W.: „powiedziałem, że znowu przyszedł p. M. i mnie obraża”. Wszyscy weszli do biura i tam się zaczęła ponownie awantura. Jak zeznał: „pani W. powiedziała do p. M., że jak załatwił sprawę, to żeby wyszedł, on zaczął na nią krzyczeć, ja byłem zdenerwowany. Były przepychanki, krzyki, on krzyczał wtedy głównie na p. W.”. Ktoś wezwał policję. Pytany o szczegóły zdarzenie związanego z panią W. podał: „ja byłem bardzo zdenerwowany, słyszałem, że oskarżony krzyczał na pokrzywdzoną, nie potrafię przytoczyć słów, jakich on używał. Pan M. zachowywał się bardzo agresywnie. Nie kojarzę słów groźby, ale padały wyzwiska”.

Podtrzymał zeznania z postępowania przygotowawczego. Oświadczył, że na pewno nie zamknął oskarżonego w pomieszczeniu spółdzielni, a jedynie trzasnął drzwiami. Pani W. poprosiła M., aby wyszedł, ale nie była wobec niego agresywna. Według świadka M. nie jest z nim w sporze, lecz oskarża go o kradzież, niegospodarność, choć zarząd spółdzielni wykonuje swoje obowiązki w stosunku do mieszkańców spółdzielni.

Po raz drugi przesłuchany w postępowaniu przed Sądem świadek podał, że jako prezes zarządu spółdzielni ma stałe dyżury zarządu są we wtorki i w poniedziałki. Na dyżury te, od czasu do czasu, przychodzi oskarżony: „wyzywa mnie od złodziei, że kradnę, że wynoszę dokumenty”. M. od wielu lat „pisze do różnych instytucji, oskarża o różne rzeczy, wywiesza pisma, wrzuca do skrzynek. Mam tu takie pisma, niektóre oceniam jako dziecinadę”. W dniu zdarzenia przyszedł oskarżony „i zaczął mi ubliżać, że kradnę, że niszczę dokumenty. Ja się zdenerwowałem i wyszedłem. Parę osób siedziało na ławeczce przed wejściem do spółdzielni i powiedziałem im, że przyszedł M.. Te osoby weszły ze mną do biura spółdzielni”. Pamiętał, że pani W. zapytała M., czy załatwił sprawę i zaczęła się awantura: „byłem tak zdenerwowany, że nie kojarzę co tam się działo”. Po tym zdarzeniu, w tym dniu, nie rozmawiał z panią W., dopiero później. Wówczas dowiedział się, że „M. popchnął ją, że wyklinał”. Odnosząc się do twierdzeń oskarżonego, świadek zeznał, że drzwi, którymi trzasnął, nie zamykają się automatycznie, jest do nich jest patentowy klucz, więc pan M. mógł swobodnie wyjść z biura. Po tym zdarzeniu zarząd postanowił założyć monitoring, w dniu zdarzenia monitoringu jednak nie było.

J. Z. (2) w postępowaniu przygotowawczym zeznał, że siedział z paniami S. i W.. Około 19.30 przyszedł J., krzycząc, żeby mu pomóc, bo został napadnięty przez M.. Wszyscy poszli do biura, w którym stał M.: „pani W. W. (1) spytała pana M., czy załatwił swoją sprawę, pan M. odpowiedział, że chyba jeszcze nie załatwił. W. W. (1) poprosiła go wtedy, żeby opuścił biuro naszej spółdzielni. Pan M. odpowiedział, że nie opuści biura spółdzielni i popchnął panią W. na ścianę i wyszedł z biura. Obrócił się wychodząc z bramy, bo my wychodziliśmy za nim i powiedział do W. W. (1), że ją zabije i jej coś zrobi”; jak podał: „ja potwierdzam, że pan M. groził pobawieniem życia pani W.”.

Po raz pierwszy przesłuchiwany w postępowaniu przed Sądem, świadek zeznał, że na ławce była p. W. i S.. Jak podał, „prezes J. nagle wyleciał z biura mówiąc, że nie może sobie poradzić. M. tam wlecieli, myśleliśmy, że się tłuką. Okazało się, że oskarżony ubliżał naszemu prezesowi i prezes widział, że to nie przelewki, poprosił nas o pomoc. Oskarżony „dalej się sadził”. Ja tego nie słyszałem, ale miał mówić, że prezes podrabia dokumenty”. Wówczas pokrzywdzona powiedział do oskarżonego, że jak załatwił swoje sprawy, to niech wyjdzie: „M. jak by coś do niej mówił, ale potem ja popchnął na ścianę” - świadek to widział. Pamiętał też, że M. powiedział również do pokrzywdzonej: „ty k… ja cię załatwię, ja cię zabiję”. Te słowa – świadek był pewien - słyszał. Zanim wybiegł prezes, świadek nie słyszał, aby się coś działo. Drzwi do biura były zamknięte „normalnie na klamkę, nie na klucz”. Groźby w stosunku do pokrzywdzonej padły albo w spółdzielni albo przy wyjściu: „komputera w głowie nie mam”. Świadek podtrzymał też swoje zeznania złożone w postępowaniu przygotowawczym i zaprzeczył, aby wyzywał oskarżonego.

Przesłuchiwany po raz drugi świadek przyznał, że wszystkiego nie pamięta: „siedzieliśmy na ławeczce, prezes wyleciał i krzyczał: „chodźcie, bo tu awantura się dzieje”. Weszliśmy do biura – do biura weszła S., W. W. (1) i ja. M. chyba nie weszła, nie jestem pewien. W. powiedziała: „niech pan wyjdzie z tego biura” a oskarżony zaczął ją wyzywać: „ty k…, szmato” i popchnął ją na ścianę. Ja się zabrałem i poszedłem”. Po tym popchnięciu oskarżony powiedział, „że ja was tutaj pozałatwiam czy pozabijam”. Podtrzymał zeznania złożone w postępowaniu przygotowawczym i przed Sądem. Przypomniał sobie, że był w środku biura, kiedy oskarżony popychał pokrzywdzoną na ścianę. „Słowa „ja cię załatwię” miały miejsce po tym popchnięciu, choć dziś nie jestem tego pewny”.

Świadkowie, w ocenie Sądu, zeznawali bardzo zbieżnie, zwałszcza pani W. i J., a drobne różnice pomiędzy ich zeznaniami i zeznaniami J. Z. (2) dotyczyły całkowicie nieistotnych szczegółów i specyficznego języka, jakim posługiwał się świadek Z., używając skrótów (w rodzaju „sadził się”, „zabrałem się”), nie zachowując ciągu chronologicznego i zeznając o tym, co mu się właśnie przypomniało. Emocjonalne zeznawanie świadka sąd miała sposobność zaobserwować na rozprawie, nie miało to jednak wpływu na to, że en bloc zeznania te uznać należy za niedokładne, ale wiarygodne.

Widoczne było również, że zeznania świadka ulegały powoli zatarciu, co nie dowodzi, jak chce obrona, że świadek zmienia zeznania, a więc jest niewiarygodny, lecz przeciwnie: zdarzenie mu niknie w pamięci z biegiem czasu, zresztą świadek podkreślał, czego nie jest pewien, będąc krytyczny wobec śladów własnej pamięci („nie jest pewny”, „nie mam w głowie komputera”), co dowodzi, że świadek nie wyuczył się zeznań.

M. S. (2) w postępowaniu przygotowawczym podała, że tego dnia siedziała z sąsiadami na ławce. M. poszedł do biura spółdzielni, było słychać, jak prezesa obraża, a następnie wybiegł prezes spółdzielni pan J., krzycząc, żeby mu pomóc, bo został napadnięty. Wszyscy udali się do biura. W biurze stał M., który rozmawiał przez komórkę i „wzywał jakiegoś T. na pomoc”. Pani W. spytała M., czy załatwił swoją sprawę, M. odparł, że chyba jeszcze nie. Pokrzywdzona poprosiła, aby opuścił biuro, oskarżony oświadczył, że nie opuści i popchnął W. na ścianę, M. wyszedł z biura. Wychodząc z bramy obrócił się do pokrzywdzonej zwracając się do niej „nie przeszkadzaj mi ty k…, bo cię zabiję” Te słowa kierował do W.. Następnie obrócił i wyszedł z bramy. Podobnie jak Z. oświadczyła: „ja potwierdzam, że pan M. groził pobawieniem życia pani W.”.

Po raz pierwszy przesłuchiwana w postępowaniu przed Sądem świadek zeznała, że ok. 19:30 oskarżony przyszedł do spółdzielni, zaczął wyzywać, „wiem bo były drzwi otwarte, wyzywał prezesa J., prezes wyszedł poprosił o pomoc, ja siedziałam wtedy na ławce z p. W. i p. Z.”. Jak zeznała, „pani W. weszła, ja za nią nie wchodziłam, ale p. W. potem opowiadała, że p. M. ją szarpał, popchnął na ścianę” Widziała natomiast, że oskarżony nie chciał jej wypuścić z bramy: „zaparł się rękoma w drzwiach otwartych i wyzwał panią W., powiedział „zabije cię, ty stara k…”. Następnie przyjechała policja, którą wezwał syn pokrzywdzonej. Pamiętała, że pokrzywdzona była bardzo zdenerwowana tą sytuacją. Świadek nie wchodziła do biura spółdzielni z panią W., siedziała na ławce, lecz z ławki słyszałam tę groźbę.

Świadek M. S. (2) przesłuchiwana po raz drugi w postępowaniu przed Sądem zeznała, że nie za bardzo pamięta zdarzenie. Była na dworze w tym czasie i nie pamiętała, czy wchodziła do środka do biura. Zarazem świadek podtrzymała swoje poprzednie zeznania i objaśniła, że nie pamięta, czy weszła do tej bramy, czy została na ławce: „Chyba widziałam jakąś szarpaninę, ale to było półtora roku temu. Chyba tę groźbę: „zabiję cię ty stara k…” słyszałam”. Nie umiała wypowiedzieć się co do treści oświadczenia, które złożyła w postępowaniu przygotowawczym. Nie pamiętała, co mówiono policjantom, „syn pani W. zszedł chyba wtedy, kiedy zrobił się tłok na podwórku”. Jak podała, „uważam, że pani W. była zdenerwowana tym zdarzeniem”.

Uważna analiza zeznań tego świadka wskazuje, że świadek ten nie odróżnia wiedzy wynikającej z własnej obserwacji od wiedzy, która posiada z innych źródeł. Uważa je za równoważne, czego dowodzi że już po raz pierwszy przesłuchiwana w postępowaniu przed Sądem, przyznała, że nie pamięta, czy wchodziła do tego biura, czy nie wchodziła i nie potrafiła powiedzieć, z jakiego miejsca obserwowała groźby kierowane do pokrzywdzonej, Walor wiarygodności Sąd przyznał jej pierwszym zeznaniom składanym w postępowaniu przygotowawczym. Świadek zeznając kolejny raz już mało krytycznie podchodziła do śladów swojej pamięci. Dopiero indagowana przez Sąd stwierdziła, że „teraz już nie jestem pewna, czy te wyzwiska słyszałam z Ł., czy wchodziłam do bramy” a także „konkretnych wyzwisk nie słyszałam”, natomiast „groźbę to na pewno słyszałam”. Z tego powodu oceniano zeznania świadka jako częściowo wiarygodne, tj. wiarygodne w fazie postępowania przygotowawczego, a późniejsze wyłączne w zakresie niesprzecznym z pozostałymi dowodami.

Trzeba także powiedzieć, że kwestionowanie zeznań świadka w zakresie tego, czy świadek mogła coś widzieć, czy nie, czy wchodziła do biura, czy nie, jest całkowicie niezasadna, skoro sam oskarżony podał, że do biura, po wybiegnięciu J., weszli prezes, W., Z. i – właśnie – S. „która nic nie mówiła, weszli we trójkę”. Utwierdziło to Sąd w przekonaniu, ze właśnie te pierwsze, najświeższe zeznania świadka są wiarygodne.

M. W. (3) zeznał, że tego dnia jego matka siedziała z sąsiadami na ławce na podwórku. W pewnym momencie do biura spółdzielni wszedł M.. Nie wie, co się działo, bo wie to od matki. Z relacji sąsiadów i matki wie, że M. ubliżał J.. M. groził matce w bramie pozbawieniem życia, zajścia w budynku nie widział, ale zajście w bramie tak, bo znosił matce kawę. Widział, jak matka została pchnięta przez M., który krzyczał, że ma się nie wpier… w jego sprawy, bo ją zabije lub zaje… Widział także, jak ścisnął zęby i krzyczał „no uderz mnie k…, no uderz”.

Po raz pierwszy przesłuchiwany w postępowaniu przed Sądem, świadek podał, że stał w oknie swojego mieszkania, palił papierosa, jego mama była na dworze, siedziała na ławce z sąsiadami i poprosiła, by zrobił i zniósł jej kawę. Zauważył, że do biura spółdzielni wszedł oskarżony. Po paru minutach wybiegł prezes J., który mówił, że M. go napadł, wyzywał go. Jak podał, „Mama poszła do biura. Nie poszedłem za nią. Z mamą poszli S. i Z., cofnął się też prezes. Co się działo w środku nie wiem”. Słyszał tylko krzyki, wrzaski. W końcu widział, że wychodzą, „pierwszy szedł M., o za nim mama, oskarżony w pewnym momencie się obrócił, złapał za futrynę otwartych drzwi, powiedział do mamy „nie wpier… się k…, bo cię zabiję”. Mama powiedziała mu, żeby zadzwonił na policję. Słyszał też, że oskarżony dzwonił do kogoś, do kogo zwracał się (...) i mówił, że go napadli. Mama świadka „była przerażona tą groźbą, siedziała blada”. Świadek pamiętał inne sytuacje z udziałem oskarżonego: M. do jego siostry powiedział: „ty prostytutko”, do M. B. - że się dorobiła na śmierci męża. Dzwoniąc na policję powiedział, że M. napadł na jego mamę. Nie pamiętał, co mama mówiła policjantom. Świadek nie wchodził do budynku spółdzielni. Słyszałem tylko tę jedną groźbę, o której zeznał. O tym, że oskarżony mamę popchnął, wie z relacji sąsiadów, samego pchnięcia nie widział.

Po raz drugi przesłuchiwany świadek przyznał, że nie pamięta już dobrze zdarzenia. Przypomniał sobie, że zszedł znieść kawę. Z biura wybiegł pan M., za nim wybiegła mama i M. w pewnym momencie się obrócił do mamy i powiedział coś w rodzaju, że „nie wpier… się ty stara k…, bo cię zaje… czy zabiję”. Zadzwonił na policję: „matka nie mogła słowa powiedzieć, tak się trzęsła”. Podał również, że później na jednym z zebrań zszedł na dół po mamę i słyszał, jak mama powiedziała do M.: „może by pan się przyznał, że pan tak powiedział”, a M. na to: „tak powiedziałem i co z tego”. I słyszała to pani S.. Potem powiedział do mamy, że jesteś głupia a potem przekręcił, że powiedział niby, że gadasz głupoty”. Odnosząc się do wcześniej składanych zeznań podał także, że „mówiąc, że zamknął się M. z prezesem w spółdzielni, chodziło mi o to, że drzwi były zamknięte, a czy były zamknięte na zamek, to tego nie wiem”. Po zniesieniu kawy został na podwórzu. Nie pamiętał, czy mama mówiła o groźbach policjantom.

Świadek tej jest całkowicie wiarygodny dla Sądu pomimo oczywistego związku z pokrzywdzoną: nie ubarwiał, nie dodawał i wyraźnie oddzielał to, co widział, od tego czego dowiedział się od innych osób. Jego relacja pokrywa się z zeznaniami pozostałych świadków.

Zeznania funkcjonariuszy Policji mają ograniczoną wartość z uwagi na to, że świadkowie ci nie w ogóle nie pamiętali zdarzenia.

Policjantka I. S. (4) w postępowaniu przygotowawczym zeznała, że z polecenia dyżurnego została wezwana na ul. (...), gdzie miało dojść od awantury sąsiedzkiej. Od S. J. (1) dowiedziała, że do biura przyszedł p. M. i zaczął awanturować się, wyzwać i obrażać J.. Na miejscu zastano również W. W. (1), która oświadczyła, że gdy R. M. (1) wychodził z biura był w stosunku do niej agresywny, wulgarny, wymachiwał rękoma, ubliżał jej wulgarnymi i o obraźliwymi słowami. Od M. dowiedziała, że gdy był w spółdzielni został zamknięty przez J. na klucz i odgrażał się . Po chwili pan M. miał opuścić biuro spółdzielni i udać się do swego mieszkania. Nietrudno dostrzec, że relacja świadka jest niemal identyczna z treścią notatki urzędowej sporządzonej przez tego świadka (czego dowodzą oznaczenia u dołu strony i zeznania towarzyszącego jej P. M.).

Przesłuchiwana dwukrotnie przed Sądem, świadek I. S. (4), podtrzymała zeznania złożone w postępowaniu przygotowawczym, jednakże oświadczyła stanowczo, że nie kojarzy już osoby oskarżonego z żadną interwencją. Była wprawdzie jakaś interwencja, która dotyczyła prezesa spółdzielni, ale żadnych szczegółów nie pamiętała, nie kojarzyła ani samej interwencji, ani pokrzywdzonej.

Podobnie nieprzydatne były zeznania świadka P. M. (2) – funkcjonariusza Policji, który nie pamiętał zdarzenia, oskarżonego i pokrzywdzonej. Po okazaniu k. 10 stwierdził natomiast, że notatkę sporządzała pani S..

Pozostali świadkowie P. i Ś. są tzw. świadkami z drugiej ręki co do przebiegu zajścia w biurze spółdzielni.

T. P. (2) zna zdarzenie wyłącznie z relacji oskarżonego. W postępowaniu przed Sądem oświadczył nadto, że boi się zeznawać, „ponieważ pan J. dopuszcza się kłamstw”. Obawiał się świadek, że może „być ofiarą kolejnych pomówień”, ale zdecydował się „zeznawać dla dobra spółdzielni”. T. P. jednakże nie był – jak już powiedziano - naocznym świadkiem przedmiotowego zdarzenia, lecz opowiadał mu o nim oskarżony. Wedle tej relacji „oskarżony opowiadał, że pan J. zadzwonił do niego, ponieważ oskarżony wcześniej zwracał się o jakieś dokumenty. Te dokumenty miał być przygotowane i z tego powodu oskarżony zareagował na telefon. Poszedł do biura. Po jakimś czasie z biura „wyskoczył” pan J., zamknął na klucz oskarżonego i zaczął krzyczeć, że pan M. go napadł”. Zeznał także szczegółowiej o sporach w spółdzielni. Jak widać z powyższego oskarżony całkowicie opuścił w tym przekazie, co stało się po tym, gdy już biuro opuszczał.

T. P. (2) po raz drugi przesłuchiwany podał, że o zdarzeniu wie z rozmów i podtrzymuje to, że pan M. został „wplątany”. O zdarzeniu dowiedziałem się od pana M. i pani Ś.. Jak podał, obecnie nie jest członkiem spółdzielni: został pozbawiony członkostwa w spółdzielni w 2009 roku. Jak podał Sądowi, w roku 2012 bywał w spółdzielni: „ten pokój nie jest zamykany na klucz, każdy może wejść i wyjść. Nie zwróciłem uwagi, czy klucz do tych drzwi jest w drzwiach. Wiem, że po zajściu z M. prawdopodobnie postanowiono założyć monitoring. Te drzwi nie mają samozamykacza”. Jednakże po okazaniu mu zdjęcia przez obronę świadek zmienił zeznania, wskazując, że w momencie „kiedy byłem w spółdzielni pokrętło czarne, które widnieje na zdjęciu – nie było go, a zasuwa była zamknięta, a zamki typu G. są tego rodzaju, że jeżeli się od zewnątrz zamknie dwa razy, to od wewnątrz się ich nie otworzy”. Nie wiadomo, kiedy świadek nie widział pokrętła, a widział zasuwę, bo w dniu zdarzenia nie było go na miejscu, zaś w 2012 r. jedynie w spółdzielni bywał, stąd jego spostrzeżenia mają bardzo ograniczoną wartość.

Kolejni świadkowie obrony – rodzina Ś. również zna zdarzenie wyłącznie z relacji oskarżonego. Zeznania te mają wprawdzie ograniczone znaczenia dla ustalenia stanu faktycznego, ale dowodzą czego innego: oskarżony twierdził, że Ś. opowiedział całe zdarzenie. Tymczasem ich relacja jest mocno zawężona i nie odpowiada temu, co wyjaśnił oskarżony.

A. Ś. (2) , słyszał krzyki, ale nie wyglądał za okno i nie widział i nie słyszał, co się dzieje. O tym, co zdarzyło się, dowiedział się od M., podał również, że W. to rodzina znana Policji i niejednokrotnie notowana. Jak zeznał, pan M. jest spokojnym człowiekiem, któremu można wierzyć.

W postępowaniu przed Sądem świadek zasadniczo zeznał podobnie, dodając, że M. „wszedł i powiedział, że prezes J. napadł go w spółdzielni. Mówił, że prezes zamknął drzwi i wyszedł na zewnątrz, powiedział osobom tam zebranym, że M. miał go zaatakować. Mówił, że panie, które były na zewnątrz krzyczą do niego, nawet chciały go bić”.

Po raz drugi świadek już nie pamiętał zdarzenia, natomiast pamiętał, że „była taka sytuacja, że kiedy we dwóch poszliśmy do biura to prezes uciekł i czekał na podwórku aż my wyjdziemy. To było chyba jeszcze przed tym zdarzeniem”. Zeznania te świadczyłyby zatem, że J. ma zwyczaj unikania konfrontacji. Przyznał świadek, że nie miał takiej sytuacji, by prezes chciał go pobić. Odnosząc się do drzwi biura prezesa podał, że nie przyglądał się, jakie zamki mają te drzwi, ale „te drzwi nie mają żadnych automatycznych zamków”.

C. Ś. (2) w postępowaniu przygotowawczym zeznała, że zza okna słyszał krzyki pani W., ale nie wie, o co chodziło. Od M. dowiedziała się, ze został zamknięty w spółdzielni przez prezesa, który chciał go pobić.

W postępowaniu przed Sądem świadek zasadniczo zeznała zbieżnie z tym, co podała w postępowaniu przygotowawczym, odkreślając, że nie była naocznym świadkiem. Po przyjściu do Ś. M. opowiedział, że „prezes J. zadzwonił do niego w tym dniu, że może się zgłosić do spółdzielni po dokumenty, że dał mu dokumenty nie te, o które chodziło. Pan M. opowiedział, że ponownie zwrócił się o te dokumenty, które go interesowały, wtedy p. J. zamknął go na klucz i wybiegł ze spółdzielni. Pani W. razem z innymi weszła do spółdzielni, zaczęła krzyczeć do M., że ma wyjść, bo ona chce załatwić pilne sprawy, chyba go szarpała za rękaw, nie pamiętam”. Szarpanie jej się przypomniało dopiero w postępowaniu przed Sądem.

Po raz drugi przesłuchiwana, oświadczyła, że słyszała bardzo głośne krzyki pani W., a wcześniej „były krzyki pana Z., który krzyczał, że M. dzwoni do swoich przyjaciół i za moment M. zadzwonił domofonem do mnie i prosił, by go wpuścić i opisał całą sprawę”. Z opowieści oskarżonego wynikało, że prezes do niego zadzwonił, by zgłosił się po dokumenty, przyszedł po dokumenty, dostał nie te, które chciał, poprosił o te, o które prosił, wówczas prezes wyszedł ze spółdzielni, zamknął drzwi na klucz, po chwili wrócił z panią W., która miała krzyczeć, że oskarżony ma opuścić biuro spółdzielni, bo ona ma pilne sprawy do załatwienia. Jak podała „chyba prezes zadzwonił na policję, że pani W. miała poszarpać pana M.. Była kłótnia i że go szarpnęła za rękę. To znam z relacji pana M.”. Po odczytaniu jej zeznań, sprostowała, że „to pan prezes krzyczał, że pan M. chciał go pobić”.

K. Ś. (2) w postępowaniu przygotowawczym podała, że usłyszała wyłącznie krzyki pani W.: „zapytaj M., czy zadzwonił na Policję, nie musi, bo Prezes sam to zrobił.” Nie wie, o co chodziło. Od M. dowiedziała się, że został zamknięty w spółdzielni przez prezesa, który chciał go pobić.

Po raz pierwszy przesłuchiwana w postępowaniu przed Sądem świadek nieco rozszerzyła swoją relację. Po raz drugi przesłuchiwana świadek podała, że usłyszała głosy, bo okno było otwarte. Po jakimś czasie przyszedł pan M. i zaczął opowiadać, że poprosił prezesa o jakieś dokumenty, prezes zadzwonił do niego i M. przyszedł po nie. Wspominał M., że został zamknięty w biurze spółdzielni. Przypomniała sobie, że pani W. powiedziała do M., że nie musi dzwonić na policję, bo prezes sam zadzwonił. Świadek bywała w tym biurze: „Zawsze, kiedy byłam w tym biurze, drzwi były otwarte na oścież. Jak ja tam przychodziłam to zawsze tak było”.

Jak wynika z powyższego, według niektórych relacji Ś., oskarżony miał zostać zamknięty na klucz w spółdzielni, a prezes chciał go pobić (ewentualnie panie, który były na zewnątrz). Te ostatnie twierdzenia są całkowicie nieprawdziwe i stanowią odbicie pewnego typu narracji oskarżonego, w której dominującym sposobem przedstawiania faktów jest hiperbolizacja. Tę skłonność do nadinterpretacji Sąd miał sposobność obserwować w postępowaniu, w tym poprzez sposób wyciągania wniosków z relacji innych osób. Między innymi to, że świadek K. Ś. słyszała, że pani W. chce wezwać Policję zupełnie nie dowodzi tego, jak chce oskarżony, że pani W. żądała wezwania Policji, gdy jeszcze przebywał (zamknięty) w biurze spółdzielni z prezesem, więc ma to jakieś znaczenie w związku z sugerowaną przez niego prowokacją. Pominąwszy już fakt, że nie ma to żadnego wpływu na ocenę tej sprawy, to wskazać należy że sama Ś. zeznała, że po tym krzyku oskarżony po kilku minutach do ich przyszedł, a świadek W. wprost w postępowaniu przed Sądem podała, że „krzyczałam [aby syn dzwonił na Policję] wtedy, kiedy jeszcze nie weszłam do pokoju prezesa, jeszcze zanim zaczęła się ta „akcja”.

Do takiej oceny wyjaśnień oskarżonego skłania i to, że jeśli sam twierdził w postępowaniu, że J. wulgarnie kazał mu opuścić lokal, a potem sam go opuścił, zamknąwszy go w biurze, a jednocześnie oskarżony całą historię opowiedział Ś., to wskazać należy, że osoby te usłyszały już, że prezes chciał oskarżonego pobić.

Tylko w wyjaśnieniach oskarżonego pojawia się wątek wyzywania go przez Z..

Tropienie nieścisłości w zeznaniach świadków, co jest jedną z linii obrony, zdaje się nie dotyczyć oskarżonego, skoro nie widzi on niekonsekwencji w tym, że w postępowaniu przygotowawczym podał, że W. była agresywna, więc wyszedł z biura, zupełnie pomijając, jakoby popchęła lub szarpnęła go w biurze, a końcu, by cokolwiek do niej mówił. Przed Sądem podał, że pani W. złapała go za rękaw, a widząc agresję ze strony pokrzywdzonej, która wypychała go z biura, oskarżony odepchnął jej rękę, mówiąc „co pani się mnie czepia”. Drugi raz wyjaśniając podał, że bez słowa „odrzucił jej rękę”. Wyjście z biura natomiast miało wyglądać tak, że gdy już wychodził z budynku pokrzywdzona pchnęła oskarżonego mówiąc: „bo ci w mordę dam”. Oskarżony zatrzymał się w wiatrołapie, odwrócił się do W. i powiedział dwukrotnie „ no uderz”. W. cofnęła się i oskarżony wyszedł z budynku. Drugi raz przesłuchiwany przez Sąd początkowo oskarżony pominął pchnięcie, podając: „Padły tylko słowa typu: „no uderz” i to była odpowiedź na słowa pani W., która, idąc pół metra za mną na schodach, powiedziała: „bo ci w mordę dam”. Po raz drugi popchnięcie go przez W. miało poprzedzać to, ze świadek szła za nim „dosłownie na moich plecach”. Na dolnym stopniu W. go popchnęła mnie i zawołała: „bo ci w mordę dam”. Oskarżony zrobił krok do przodu, wtedy odwrócił się i powiedział: „no uderz”. Wątek słów „no uderz” przywołany przed Sądem, pojawił się najwcześniej w zeznaniach pokrzywdzonej, a zupełnie przemilczał go oskarżony w postępowaniu przygotowawczym.

Przed Sądem twierdził oskarżony, że zamknięty w biurze próbował zadzwonić do kolegów, sąsiadów, ale na skutek zdenerwowania mylił numery. Ostatecznie skontaktował z się synem, jednakże nie powiedział mu, o co chodzi. Po raz drugi wskazał, że próbował zadzwonić do znajomych, ale nie było ich, więc zadzwonił do syna, „ale zorientowałem się, że mi nie pomoże.” Świadkowie zgodnie twierdzą, że rozmawiał przez komórkę z osobą o imieniu (...).

Podobnie ocenić należy twierdzenie oskarżonego, że „w czasie zajścia nie było pana M. W. (3). Świadka zauważyłem w momencie kiedy wchodziłem do bramy państwa Ś.. Z telefonem przy uchu i wołał: „policja proszę przyjechać do spółdzielni, bo był napad na prezesa”. Stoi to w sprzeczności z twierdzeniem oskarżonego zawartym w piśmie (k. 12), że kiedy wychodził z budynku, „widziałem syna pani W. przed biurem” oraz z tymi, wyjaśnieniami, które złożył przez Sądem, jak „z klatki obok wyskoczył syn p. W. i krzyczał do telefonu: „Policja […]”.

Stan faktyczny przedstawia się jasno i – wbrew twierdzeniom obrony – nie ma istotnych sprzeczności pomiędzy zeznaniami świadków W. W. (1), M. S. (2) (w postępowaniu przygotowawczym), J. Z. (2), S. J. (1) i M. W. (3), zważywszy, że każde z nich relacjonuje przebieg zdarzenia w tej części, w której samo uczestniczyło.

Ma rację obrona, że oceniając zdarzenia, trzeba wziąć pod uwagę konflikt w spółdzielni pomiędzy oskarżonym a S. J. (1). Nie zapominać wszakże należy, że konflikt pomiędzy oskarżonym a J. nie ma bezpośredniego przełożenia na czyn oskarżonego skierowany przeciwko pokrzywdzonej, która nie działa we władzach spółdzielni i nie jest specjalnie aktywnym spółdzielcom. To, że pokrzywdzona jako świadek opowiada się „po stronie” J. w sprawach cywilnych, nie odbiera jej zeznaniom automatycznie waloru wiarygodności. Nie można nawet twierdzić, ze świadkowie ci, jak zdaje się sugerować obrona, wzajemnie wspierają się przeciwko oskarżonemu, skoro właśnie w tej sprawie świadek J. niezbyt pomógł pokrzywdzonej, bo zeznał tylko o tym, co widział, a widział – w odniesieniu do zdarzenia z jej udziałem – niewiele. Gróźb nie słyszał w ogóle i słyszeć nie mógł bo pozostał w biurze.

Główna linia obrony zasadza się na twierdzeniu, że świadek W. przybyłym na interwencję policjantom powiedziała mniej niż zeznała na Policji. Pominąwszy już fakt, że notatka urzędowa nie może dowodzić tego, co powiedział świadek, lecz wyłącznie tego, co policjanci zanotowali na miejscu, to podkreślić należy, że funkcjonariusze nie pojawili się bez powodu, lecz w związku z wezwaniem i interwencją, a zanotowali, że oskarżony podczas zdarzenia miał być agresywny, wulgarny, wymachiwał kulami, ubliżał. Nie zapisali, że groził pokrzywdzonej. Co konkretnie powiedziała policjantom pokrzywdzona nie sposób dziś ustalić, ponieważ funkcjonariusze nie pamiętają już zdarzenia, a oficer dyżurny skierował ich do awantury sąsiedzkiej, w związku z czym nastawieni byli na konfrontacyjną postawę stron i to, co należy do znamion awantur tego rodzaju: wyzwiska, naruszenia nietykalności, agresja. Trzeba też dodać, że notatka jest bardzo lakoniczna i to, co relacjonowali obecni mieści się w 2-3 linijkach (w odniesieniu do każdego z nich). To żaden dowód, że pokrzywdzonej nie grożono. Wystarczy wskazać, że w notatce urzędowej nie ma mowy o popychaniu pokrzywdzonej, a przecież z relacji już przesłuchanych świadków wynika, że również do tego doszło. Co więcej, obrona zdaje się nie dostrzegać, że ten sam dowód, który miałby stanowić o tym, że oskarżony nie groził pokrzywdzonej, daje opis sytuacji, której istnienia zaprzecza oskarżony (agresywny, wulgarny). W końcu zważyć trzeba, że także relacja oskarżonego odbiega od tego, co zanotowali jako „jego słowa” policjanci. Wystarczy przeanalizować dokument złożony przez oskarżonego następnego dnia jako „zawiadomienie o zorganizowanej akcji prowokacyjnej przez prezesa spółdzielni” (zawiadomienie to nie przyniosło skutku, ponieważ postanowieniem z dnia 18.07 2012 r. odmówiono wszczęcia dochodzenia – k. 17).

Na marginesie dodać trzeba, że w notatkach urzędowych dość często znajduje się sformułowanie „odgrażać się” (obecne także i na k. 10), które, jak wynika z doświadczenia Sądu, ludzie rozumieją różnorako: jedni jako grożenie, drudzy – jak o wygrażanie, w znaczeniu wyzywanie. Innymi słowy najpełniejszy materiał dowodowy uzyskuje się starannie przesłuchując świadków, stąd ten materiał musi stanowić zasadniczą podstawę orzekania.

Nie jest prawdą, że J. miał w biurze (w obecności pozostałych) na pytanie oskarżonego, dlaczego zamknął go i uciekł, odpowiedzieć oskarżonemu, że oskarżony go pobił i wyzywał. Zdarzenia takiego nie zanotowały żadne osoby, co więcej świadkowie w ogóle nie mówią o pobiciu prezesa, a przecież, jak twierdzi oskarżony, są to osoby mu nieżyczliwe, więc gdyby chciały fałszywie pogrążyć oskarżonego, ochoczo by to zeznały. Zupełnie nie przekonuje Sądu twierdzenie, że to J. uprzednio dzwoniąc do oskarżonego, by przyszedł po materiały, następnie miałby krzyczeć do niego „wypier…” i „wyskakiwać” z biura, zdążywszy jeszcze uprzednio zamknąć drzwi na klucz. Dodać trzeba, że żadna z osób, które zeznawały w sądzie nie mówiła o otwieraniu jakichś zamkniętych na zamek drzwi. Co więcej Ś., Ś. i P. nie pamiętali jakichś szczególnych właściwości drzwi spółdzielczego biura, zwłaszcza zaś automatycznego zamykania. Wydaje się, że jeśli jeszcze trzaśnięcie drzwiami przez zdenerwowanego J. można ostatecznie uznać za tożsame z zamknięciem oskarżonego w biurze, to jednak nie jest to równoważne twierdzeniu, że oskarżony został zamknięty na klucz, nie mógł się wydostać, lecz zaniechał wzywania Policji czy innych służb.

Trudno też uwierzyć, by oskarżony była osobą tak spokojną, jak siebie przedstawił w postępowaniu przed Sądem, dość powiedzieć, że pisma w aktach świadczą raczej o konfrontacyjnym nastawieniu oskarżonego.

To czy oskarżony pojawił się w spółdzielni po telefonie J., czy też z innych powodów, nie ma najmniejszego znaczenia dla tej sprawy. Gdyby bowiem, jak chce oskarżony, uznać, że cała sytuacja była prowokowana, trzeba byłoby przyjąć dość karkołomną konstrukcję (nie mającą w tej sprawie żadnych podstaw faktycznych), że oto J. uprzednio umówiwszy się z sąsiadami, wpuści w godzinach swego dyżuru do biura M., a następnie pojawią się oni w biurze i spowodują, by ten zachował się niewłaściwie. Przede wszystkim, by jakiekolwiek działanie uznać należy za sprowokowane, musiałoby ono nastąpić, tymczasem oskarżony od początku zaprzecza, aby po jego stronie doszło do jakiegokolwiek niewłaściwego zachowania. Nie wiadomo wiec, na czym miałaby zatem polegać ta prowokacja.

Nie było potrzeby konfrontacji świadków, którzy zeznawali zbieżnie, jak powiedziano, Sąd nie dostrzegł w ich zeznaniach rażących sprzeczności, które wymagałaby wyjaśnienia i porównywania. To, co obrona odczytuje jako rzekomą zmienność zeznań, Sąd ocenia jako ich zacieranie się związane z upływem czasu, a także z tym, że dla M. S. czy J. Z. spór M. i J. oraz uczestnictwo w nim W. W. w 2012 r. jest kwestią drugorzędną i nie może dziwić fakt, że nie zatrzymali szczegółów tego w pamięci.

Podkreślić należy, że to, iż przybyłej Policji szczątkowo zrelacjonowano zdarzenie nie oznacza, że świadek W. w postępowaniu przygotowawczym zeznawała kłamliwie.

Z uwagi na brak dowodów w sprawie, nie sposób ocenić, czy zawiadomienie Policji przez M. miało wpływ na złożenie zawiadomienia przez W. W.. Takiej hipotezy nie można wysnuwać i na tym budować twierdzenia o prowokacji. Nie sposób zapominać, że oskarżony jest wprawiony w składaniu i redakcji różnych pism.

Trzeba dodać, że w obecnie prowadzonym postępowaniu pojawił się nowy, wcześniej nie przesłuchiwany świadek - I. S. (2). Nie była ona wprawdzie naocznym świadkiem zdarzenia, ale okoliczności, które podaje mają niebagatelny wpływ na ocenę wiarygodności oskarżonego i pokrzywdzonej. W. zgodnie twierdzili bowiem, że oskarżony na jednym z zebrań spółdzielczych przyznał się do grożenia pokrzywdzonej, lecz zignorował to. Jak podali świadkowie, była przy tym I. S.. Osoba ta nie utrzymuje bliższych kontaktów z żadną ze stron i żadna też nie podnosiła, by reprezentowała interesy strony przeciwnej lub opowiadała się po czyjejś stronie: świadka tego per facta concludentia obie strony uznały za niezaangażowanego. Świadek ten skrótowo opowiedziała Sądowi, że była na zebraniu i pisała protokół z zabrania, a potem (po zebraniu) została wraz z p. W. i p. M.: „pan M. coś tam z panią W. się sprzeczali, coś pani W. miała do niego pretensje”. M. pokazywał jakieś dokumenty pani W. i wtedy oskarżony zwrócił się świadka: „widzi pani, napadli mnie, a teraz mają pretensje, że to ja ich napadłem”. Pani W. powiedziała: „co pan takie głupoty opowiada”. Pan M. odpowiedział: „powiedziałem, bo powiedziałem, co z tego”. Okoliczność tę wcześniej opisali oboje W. i dotyczyła właśnie wypowiadania gróźb przez oskarżonego, który zresztą w postępowaniu przed Sądem (ale już nie przy I. S.) twierdził, że to kłamstwo.

Wobec tak zgromadzonego i ocenionego stanu faktycznego Sąd uznał, że nie ma wątpliwości, że w dniu 19 czerwca 2012 r. we W. groził pozbawieniem życia W. W. (1), przy czym groźby te wzbudziły u pokrzywdzonej uzasadnioną obawę ich spełnienia, tj. że popełnił czyn z art. 190 § 1 k.k. Zarówno sprawstwo jak i wina oskarżonego R. M. (1) nie budzą najmniejszych wątpliwości.

Podobnie jak Sąd poprzednio rozpoznający tę sprawę, Sąd zrekonstruował stan faktyczny w oparciu o zeznania świadków, przyznając prymat zeznaniom pokrzywdzonej, jej syna, J. Z. (2) i S. J. (1). Zeznania tych świadków są rzeczowe, dokładne, odzwierciedlają to, co świadkowie widzieli i to, co zapamiętali.

Wyjaśnienia oskarżonego w większej części Sąd uznał za niewiarygodne. Prawdą jest, że oskarżony szedł do spółdzielni odebrać dokumenty, ale przebieg całego zdarzenia z udziałem J., a następnie pokrzywdzonej i pozostałych sąsiadów jest nieprawdziwy, wyjąwszy to, że pokrzywdzona żądała, aby opuścił biuro spółdzielni, oraz że przy wyjściu skierował do pokrzywdzonej słowa „no uderz, uderz”.

Sąd dał wiarę zeznaniom pozostałych świadków w sprawie z uwagami, które zawarł przy każdych z zeznań.

Przy analizie zeznań świadka J., Sąd miał na uwadze konflikt, jaki zrodził się pomiędzy nim a oskarżonym w związku sytuacją panującą w (...) Spółdzielni Mieszkaniowej (...), co jednak nie pozwala na przyjęcie – jak zaznaczał oskarżony – że świadek w sposób zaplanowany, poprzez bezpodstawną prowokacje i pomówienia, dążył do pociągnięcia oskarżonego do odpowiedzialności karnej. Świadek J. w tym dniu pełnił, jak co tydzień dyżur, jego obecność w budynku zarządu spółdzielni o tej porze była więc uzasadniona. W aktach znajduje się także pismo dotyczące osobistego odbierania pism w siedzibie spółdzielni. Nawet fakt, że poinformowano oskarżonego o tym, że są do odebrania pisma nie może świadczyć o tym, by J. przygotowywał prowokację. Podkreślenia wymaga, że doszło do awantury nie tylko pomiędzy nim a oskarżonym, lecz później także pomiędzy oskarżonym a W. W. (1). J. nie zeznał jednak w toku postępowania, by słyszał wypowiadane przez oskarżonego groźby pod adresem W. W. (3), co świadczy, że starał się zachować bezstronność, nie potwierdzać okoliczności , o których niewątpliwie wiedział ze słyszenia, ale sam – jak twierdzi – gróźb nie słyszał.

Zachowania oskarżonego, które miały miejsce w dniu 18 czerwca 2012 roku, wyczerpały znamiona przestępstwa z art. 190 § 1 k.k. Dyspozycję wymienionego artykułu wypełnia ten, kto grozi innej osobie popełnieniem przestępstwa na jej szkodę lub szkodę osoby najbliższej, jeżeli groźba wzbudza w zagrożonym uzasadnioną obawę, że będzie spełniona. Dla wypełnienia znamion wymienionego przestępstwa nie jest konieczne, aby grożący miał w rzeczywistości zamiar zrealizowania groźby. Wystarczy, że treść groźby zostaje przekazana pokrzywdzonemu. W tej sprawie wystąpił również konieczny skutek w postaci wzbudzenia w zagrożonym uzasadnionej obawy, że groźba będzie spełniona. Pokrzywdzona potraktowała groźbę poważnie i uważała jej spełnienie za prawdopodobne. W postępowaniu wykazano, iż groźba subiektywnie (w odbiorze zagrożonego) wywołała obawę spełnienia i można było zweryfikować to obiektywnie, czy zagrożony istotnie mógł w danych okolicznościach w ten sposób groźbę odebrać (por. Sąd Apelacyjny w Krakowie, II AKa 163/2002, KZS 2002, z. 7-8, poz. 44).

W niniejszej sprawie nie ulega wątpliwości, że groźby kierowane przez oskarżonego R. M. (1) wobec W. W. (1) wzbudzały w pokrzywdzonej uzasadnioną obawę, że mogą być spełnione. Należy bowiem podkreślić, że oskarżony w chwili wypowiadania gróźb, zachowywał się agresywnie i nieprzewidywalne.

Jednakże zdaniem Sądu wina oskarżonego i stopień społecznej szkodliwości zarzuconego mu czynu nie są znaczne. Do wypowiedzenia gróźb doszło w trakcie awantury, w obecności wielu osób, w sytuacji, gdy pokrzywdzona wypraszała oskarżonego z biura, a on był zdenerwowany sytuacją związaną z J.. Z tych powodów Sąd uznał też, że wystarczające, również z uwagi na czas popełnienia przestępstwa będzie warunkowe umorzenie postępowania.

Oskarżony nie był dotychczas karany i pomimo warunkowego umorzenia postępowania będzie on przestrzegał porządku prawnego, nie ma zatem konieczności wydawania w stosunku do niego wyroku skazującego i wymierzania jakiejkolwiek kary.

Z uwagi na to, że oskarżony miał obrońcę z urzędu, Sąd zasądził od Skarbu Państwa na rzecz adw. G. K. 2257, 56 zł (w tym VAT) tytułem nieopłaconej pomocy prawnej udzielonej oskarżonemu z urzędu. Na kwotę tę składają się dwa postępowania pierwszoinstancyjne, jedno odwoławcze według minimalnych stawek taryfowych powiększonych liczbą odroczeń.

Oskarżony uzyskuje stałe, ale niskie dochody z emerytury, został więc zwolniony od ponoszenia kosztów procesu w tym opłaty, dlatego też na podstawie art. 629 k.p.k. w związku z art. 624 k.p.k. oraz art. 17 ust. 1 ustawy z dnia 23 czerwca 1973 roku o opłatach w sprawach karnych zwalnia oskarżonego od kosztów procesu w całości, obciążając nimi Skarb Państwa.