Pełny tekst orzeczenia

Sygn. akt II K 656/14

WYROK

W IMIENIU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ

Dnia 15 września 2015 roku

Sąd Rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim II Wydział Karny w składzie:

Przewodniczący: SSR Renata Folkman

Protokolant: Joanna Kotala, Witold Wojtak

Prokurator: Adam Zarzycki, Jacek Kujawski, Beata Wojciechowska, Piotr Grochulski,

po rozpoznaniu w dniach 21 stycznia 2015 r., 27 lutego 2015 r., 10 kwietnia 2015 r., 11 maja 2015 r., 18 maja 2015 r., 19 czerwca 2015 r., 17 lipca 2015 r., 8 września 2015 r.

na rozprawie sprawy

1. G. C.

s. A. i M. zd.(...)

ur. (...) w B.

oskarżonego o to, że:

w okresie od 2012 r. do 16.06.2013 r. w miejscowości M., gm.R., pow. (...), woj. (...) używając słów wulgarnych wobec J. L. i gróźb karalnych takich, że „podpali ich budynki”, „wybije szyby w budynkach” oraz ich pobije „kamieniami rzucając w łeb”, przy czym groźby te wzbudziły u niej uzasadnioną obawę, że zostaną spełnione, oraz poprzez podawanie piłek kopniętych przez zawodników (...) z terenu ich posesji zmuszał ją do określonego zachowania,

tj. o czyn z art. 191 § 1 kk w zw. z art. 12 kk

oraz

2. Z. T.

s. F. i H. zd. W.

ur. (...) w M.

oskarżonego o to, że:

w okresie od 2012 r. do 16.06.2013 r. w miejscowości M., gm. R., pow. (...), woj. (...) używając słów wulgarnych wobec J. L. i R. L., oraz gróźb karalnych takich, że „podpali ich budynki”, „wybije szyby w budynkach” oraz ich pobije „kamieniami rzucając w łeb”, przy czym groźby te wzbudziły u nich uzasadnioną obawę, że zostaną spełnione, oraz poprzez podawanie piłek kopniętych przez zawodników (...) z terenu ich posesji zmuszał ich do określonego zachowania,

tj. o czyn z art. 191 § 1 kk w zw. z art. 12 kk

orzeka

1.  uznaje oskarżonego G. C. za winnego popełnienia zarzucanego mu czynu polegającego na tym, że od jesieni 2012 roku do 16 czerwca 2013 roku w miejscowości M., gm. R. (...), z góry powziętym zamiarem, używając słów wulgarnych wobec J. L. wielokrotnie groził podpaleniem jej budynku, przy czym groźby te wzbudziły u pokrzywdzonej uzasadnioną obawę spełnienia, czym działał w celu zmuszenia pokrzywdzonej do określonego zachowania polegającego na zwrocie piłek wpadających na jej posesję w czasie meczy piłkarskich rozgrywanych na stadionie (...), tj. przestępstwa z art. 191§1 kk w zw.z art. 12 kk i za to na podstawie art. 191§1 kk w zw.z art. 58§3 kk w zw.z art. 4§1 kk wymierza mu karę grzywny w ilości 120 (stu dwudziestu) stawek dziennych po 10 (dziesięć) złotych stawka;

2.  na podstawie art. 69§1 kk, art. 70§1 pkt 2 kk w zw.z art. 4§1 kk wykonanie orzeczonej kary grzywny zawiesza oskarżonemu G. C. na okres próby 1 (jednego) roku;

3.  uznaje oskarżonego Z. T. za winnego popełnienia zarzucanego mu czynu polegającego na tym, że od jesieni 2012 roku do kwietnia 2014 roku w miejscowości M., gm. R. (...), z góry powziętym zamiarem, używając słów wulgarnych wielokrotnie groził J. L. i R. L. zabójstwem, mówiąc, że „ich załatwi” oraz podpaleniem ich budynku, przy czym groźby te wzbudziły u pokrzywdzonych uzasadnioną obawę spełnienia, czym działał w celu zmuszenia pokrzywdzonych do określonego zachowania polegającego na zwrocie piłek wpadających na ich posesję w czasie meczy piłkarskich rozgrywanych na stadionie (...), tj. przestępstwa z art. 191§1 kk w zw. z art. 12 kk i za to na podstawie art. 191§1 kk w zw.z art. 58§3 kk w zw.z art. 4§1 kk wymierza mu karę grzywny w ilości 100 (stu) stawek dziennych po 20 (dwadzieścia) złotych stawka;

4.  na podstawie art. 69§1 kk, art. 70§1 pkt 2 kk w zw.z art. 4§1 kk wykonanie orzeczonej kary grzywny zawiesza oskarżonemu Z. T. na okres próby 1 (jednego) roku;

5.  zasądza na rzecz Skarbu Państwa od każdego z oskarżonych kwoty po 138,28 (sto trzydzieści osiem 28/100) złotych tytułem zwrotu wydatków w sprawie, natomiast zwalnia oskarżonych z opłaty.

UZASADNIENIE

Sąd ustalił stan faktyczny:

R. L. około 10 lat temu kupił działkę (na cele budowlane) w M., gdzie mieszka.

Po sąsiedzku z tą działką grunt (także od prywatnego właściciela) wykupiła Gmina, po czym wybudowała na nim boisko piłkarskie pełnowymiarowe. R. L. z kolei na swojej działce pobudował dom, własność której to nieruchomości przeniósł następnie na rzecz swojej córki J. L., a obecnie Z..

Od momentu, jak zamieszkała na tej nieruchomości J. Z., to jest od jesieni 2012 r. zaczęły się problemy, bowiem sąsiedztwo boiska skutkowało, iż podczas każdych rozgrywek wpadało na jej posesję po kilka – kilkanaście piłek. Początkowo R. L. zgadzał się, aby grający wchodzili na posesję i zabierali piłki, ale J. Z. już na to nie godziła się. To zaczęło generować konfliktową sytuację, furtka posesji była już zamknięta, zatem grający i kibice zaczęli wchodzić przez płot celem zabrania piłek. J. Z. z kolei piłki zatrzymywała celem udokumentowania naruszania jej prawa własności. Chciała, aby po te piłki zbiorczo zgłaszał się na przykład prezes klubu piłkarskiego, bo oczekiwała jakiegoś rozwiązania tego problemu. Od tej pory zaczęły padać groźby i wyzwiska z boiska i trybun w stronę posesji J. Z., a ze znanych jej i możliwych do rozpoznania osób groził jej G. C., który – w okresie od jesieni 2012 r. do 16.06.2013 r. przechodząc koło jej domu (idąc na mecz lub wracając), używając do tego jeszcze słów wulgarnych, groził podpaleniem budynku i żądał przy tym, aby piłki oddawała. Z kolei, także znany jej osobiście - Z. T., w okresie od jesieni 2012 r. do kwietnia 2014 r., przechodząc koło domu J. Z., używając do tego słów wulgarnych, wielokrotnie groził tak J. Z., jak i jej ojcu R. L. (który często był obecny u córki na posesji, kiedy odbywały się rozgrywki na boisku, po to, by córce pomóc dopilnować posesji) pozbawieniem życia, podpaleniem budynków. Także domagał się wówczas zwrotu piłek. Zarówno J. z., jak i jej ojciec R. L. obawiali się (J. Z. nadal się boi), iż groźby mogą zostać spełnione.

(dowód: zeznania J. Z. – k. 241 v – 243, 303 i v,

zeznania R. L. – k. 228 – 230, 243 v, 252)

G. C. urodził się (...)r. Jest wykształcenia zawodowego – hydraulik. Jest żonaty i ma dwóch dorosłych synów, z czego jeden ma 22 lata i nadal uczy się oraz pozostaje na utrzymaniu rodziców; drugi (25 lat) ma własną rodzinę, ale zamieszkuje we wspólnym z rodzicami domu. G. C. jest aktualnie bezrobotny i pozostaje na utrzymaniu żony, która z kolei posiada jedynie zasiłek stały 456 zł miesięcznie z uwagi na grupę inwalidzką. Rodzina oskarżonego korzysta z pomocy opieki społecznej. W środowisku lokalnym cieszy się pozytywną opinią społecznika. (k. 226 v, 276 - 278) Nie był karany. (k. 275)

Z. T. urodził się(...) Jest zawodowego wykształcenia – górnik. Jest emerytem, miesięcznie otrzymuje 2.900 zł brutto. Jest żonaty i ma dwoje dorosłych i pracujących dzieci. Żona ma własną emeryturę w wysokości 900 zł miesięcznie. W środowisku lokalnym cieszy się pozytywną opinią społecznika. (k. 227, 282 - 283). Nie był karany (k. 274)

G. C. oświadczył, że nie poczuwa się do odpowiedzialności za zarzucany czyn i wyjaśnił, że ze dwa, trzy lata wstecz szedł po meczu, a ponieważ piłki wpadały na posesję do państwa L., to się odezwał, aby ta pani piłki oddała. Stwierdził, iż mówił do niej „niech pani te piłki odda”, na co „ta pani zaczęła coś mówić, skrzeczeć”, oświadczył, że nie zrozumiał co ona mówiła, wsiadł na rower i odjechał. Dalej powiedział, że żadnych gróźb nie wypowiadał, nie wie skąd prokurator ten zarzut wziął, chyba państwo L. musieli coś nazmyślać. Powiedział też, że aktualnie gmina podniosła siatkę, więc piłki nie wpadają, chyba że wyjątkowo. Natomiast dawniej siatka była wysoka na półtora metra, więc piłki wpadały i właśnie dlatego mówił R. L., którego zna, bo chodzili razem do szkoły, żeby zrobił furtkę w ogrodzeniu, bo tak to zawodnicy po piłki muszą wkoło chodzić, a tak to by blisko mieli, na co R. L. miał powiedzieć, że przemyśli temat. (k. 226)

Z. T. również oświadczył, że nie poczuwa się do odpowiedzialności, bo nigdy nikomu krzywdy nie zrobił, ręki nie podniósł, kamieniami nie rzucał, nie podpalił, nikomu nie groził. Wyjaśnił, że on osobiście 20 lat wstecz założył ten klub piłkarski i wówczas grali na innym boisku, w innej lokalizacji, gdzie nie ma domów, więc nie ma problemu, ale wójt W. „chciał się wykazać, bo wybory szły i zaplanował boisko” po sąsiedzku z L., gmina wykupiła w tym miejscu ziemię od rolników, wójt i tak wyborów nie wygrał, a teraz z tego ciągłe sprawy sądowe są, bo budowy boiska w nowej lokalizacji po wyborach już się nie dało wstrzymać, a z państwem L. nie można się porozumieć. Wyjaśnił, że pierwotnie, to R. L. umówił się z obecnym wójtem, że będzie oddawał piłki o ile gmina mu zbuduje drogę do posesji. Droga powstała i początkowo rzeczywiście R. L. piłki oddawał, ale z czasem zaprzestał. Wyjaśnił, że aktualnie cała wieś jest przeciwko L. za te piłki, które oni zabierają (te co wpadną na posesję) i nie oddają. Dodał, że z drugiej strony jest inna posesja i tamten właściciel nie robi żadnych problemów, w każdej chwili można wejść i piłki zabrać. (k. 227 v)

R. L. zeznał, że ziemię kupił około 10 lat wstecz, a gmina dopiero później zbudowała tam boisko. Problem zaczął się od około trzech lat. Powiedział, że rozmawiali wówczas z nim wójt i jego zastępca, którzy pytali jak będzie z piłkami, jakie będą wpadać z boiska na posesję (wcześniej była własnością R. L., zaś aktualnie właścicielką jest jego córka J. Z.), na co odpowiedział, że o ile zawodnicy będą to robić kulturalnie, to mogą wchodzić i piłki zabierać i tak rzeczywiście się działo, ale tylko przez pewien czas, bo potem wójt zażyczył sobie, aby R. L. zrobił w ogrodzeniu furtkę od strony boiska, aby było wygodniej wchodzić grającym po piłki, które wpadną przez siatkę, na co R. L. nie zgodził się, twierdząc, że to prywatna posesja, „a nie PGR”. To zaczęło generować niechęć i problemy. Dalej zeznał, że jego córce zarzucono potem przywłaszczenie 46 piłek, po które nikt się nie zgłaszał, bo grający i kibice żądali podawania im tych piłek przez osoby zamieszkujące posesję na bieżąco, podczas meczu, czyli zaraz po tym jak wpadną, przeciwko czemu rodzina L. buntowała się, a nie godziła się też, aby osoby postronne chodziły po ich posesji samowolnie. Zeznał, że były na tym boisku po dwa mecze tygodniowo i za każdym razem potrafiło im wpaść po 7 piłek na posesję. Powiedział, że oskarżony G. C. za każdym razem, kiedy przechodził, to mówił „spalić tę budę, będzie problem z głowy, kamieniem w łeb huknąć”. Z kolei oskarżony Z. T. kiedy przechodzi, to mówi „żeby mnie zabić i będzie problem z głowy”. Reasumując zeznał, że ich się zmusza do podawania piłek, bo po oddawanie nikt nie przychodzi. Powiedział tytułem podsumowania, w odniesieniu do G. C., iż w ujętym w tej sprawie okresie co najmniej dwukrotnie mówił o spaleniu, wybijaniu szyb, pobiciu; natomiast nigdy o zabijaniu nie mówił. Dalej powiedział, że działka sąsiadująca z boiskiem, która aktualnie należy do córki, ma powierzchnię 1,1 ha i nie daje się na niej spokojnie żyć, bo chodzą za płotem i ubliżają jego córce. Powiedział, że córka zwracała się o pomoc w rozwiązaniu tego problemu do wójtów, marszałka województwa, starosty, a nawet do pana B.. Dodał, że ostatnio gmina zainstalowała piłkochwyty, czyli podwyższoną siatkę, ale obejmują one jedynie 1/3 szerokości boiska, są tylko na wysokości bramek, po bokach już ich brak i piłki nadal wpadają, wprawdzie mniej, ale zdarza się. Kibice zaś przechodzili i nadal przechodzą (choć teraz mniej) przez siatkę, niszcząc ją, a jest to przecież własność prywatna córki. (k. 228 – 230)

W ustosunkowaniu do zeznań T. C. powiedział, że początkowo zgodził się, aby grający mogli sami wchodzić na posesję po piłki, „bo nie chciał uchodzić za ćwoka”, który od razu się nie zgadza, ale że nie wchodzili kulturalnie, tylko przez siatkę, którą niszczyli, a do tego córkę wulgarnie przez płot wyzywali, gdy im piłki nie chciała podać, to zabronił. (k. 243 v)

W ustosunkowaniu do zeznań A. C. zeznał, że Gmina nigdy ich nie informowała o tym, że powstanie po sąsiedzku boisko, które wybudowała jedynie na tzw. zgłoszenie, natomiast to Gmina świetnie wiedziała, że po sąsiedzku z boiskiem powstanie dom, bo sama wydała pozwolenie na jego budowę. Co do uzgodnień z wójtem C. odnośnie drogi, to powiedział, że to Gmina zniszczyła tę drogę przy budowie boiska, przewożąc piach, więc ją potem tylko odremontowała. Dodał, że wójt chciał, aby L. założyli furtkę w swoim płocie od strony boiska, aby graczom i kibicom było wygodniej i bliżej chodzić na ich posesję po piłki, jakie wpadną w czasie meczu, czy treningu. Powiedział też, że Gmina do dnia dzisiejszego nie ogrodziła terenu boiska, tylko każdy tam chodzi gdzie chce. (k. 252)

J. z domu L., zaś aktualnie Z. , zeznała – w odniesieniu do G. C., że od 2012 r. zaczęło się, iż przy każdym meczu, kiedy jechał rowerem wzdłuż jej płotu, to wyzywał, ubliżał, „coś w stylu trzeba spalić tę budę i będzie spokój„ . Powiedziała, że mówił też o wybijaniu szyb i używał wulgaryzmów. Dodała, że G. C. mówił tak przy każdym meczu dokąd nie zgłosiła tego na policję, wówczas zamilkł. Co do Z. T., to zeznała, że przyszedł pod jej dom, ubliżał, mówił o zabijaniu, w sensie, że ją zabije. Powiedziała, że właśnie Z. T. jest najgorszy z odgrażaniem, zaś ona nie wie o co on ma do niej taką złość. Powiedziała, że piłkochwyt gmina postawiła po interwencji Telewizji (...) i był to sierpień, tylko nie pamięta czy 2012 r. czy 2013 r., z tym, że i tak jest on zbyt wąski i zbyt niski, bo nie zbiera wszystkich piłek. Powiedziała, że z drugiej strony sąsiaduje z boiskiem S. P., który jest właścicielem konkurencyjnego (do jej ojca) sklepu, a sklepów we wsi jest w summie tylko dwa, zatem sąsiad P. nie tylko nie ma nic przeciwko sąsiedztwu boiska, ale wręcz mieszkańców „podpuszcza”, bo na tym korzysta, gdyż wszyscy klienci, którzy nie chodzą teraz do sklepu jej ojca, trafiają do sklepu P.. (k. 241 v – 243)

Uzupełniająco zeznała, że ślub wzięła w 2013 r. Powiedziała, że w domu (po sąsiedzku z boiskiem) zamieszkali około rok przed ślubem, z tym że gdy mąż wyjeżdżał, to ona szła do rodziców, bo się bała, a w domu tym zamieszkała dopiero, gdy mąż jej kupił dużego psa. Dodała, że atmosfera jest ciężka, ostatnio, gdy wpadła piłka i obecni na boisku zobaczyli, że ona jest na posesji, to tak jej zaczęli dokuczać, że ojciec musiał ją zawieźć do szpitala, bo wystąpił stan zagrożenia ciąży. Powiedziała, że mąż ostatnio „zaślepił” płot poprzez powieszenie na nim plandek. Dodała, że nie miałaby pretensji, gdyby była to sytuacja jednorazowa, na przykład pod wpływem alkoholu, ale to ciągnie się od paru lat. Dodała, że G. C. był o tyle uciążliwy, że pod jej domem ubliżał, odgrażał się i wykrzykiwał. Powiedziała, że zachowywał się tak za każdym razem, jak tylko przechodził koło jej domu, czyli na każdy mecz. Jednak po tym kiedy wybili u nich w domu szyby, poczuła się realnie zagrożona. Powiedziała, że wcześniej nie składali doniesień na policję, bo do pewnego momentu starała się „jednym uchem wpuszczać, a drugim wypuszczać”, bo to nie tylko oskarżeni tak się pod ich adresem wypowiadali, ale i więcej osób. Z momentem jednak, gdy Z. T. „skoczył” do jej ojca „z łapami” do bicia zaczęła się bać. Powiedziała, że bała się G. C. (i boi), bo on tak mówił (groził) nie idąc sam, a nie wiadomo co im do głowy przyjdzie. Powiedziała, że G. C. pod jej adresem groził. Z kolei Z. T. groził tak pod jej adresem jak i pod adresem jej ojca, „było coś z zabijaniem”. Powiedziała, że nie jest w stanie dokładnie przytoczyć, bo po pierwsze upływ czasu robi swoje, zaś ona nie stara się tego zapamiętywać, a wręcz odwrotnie (zwłaszcza, że jest w ciąży), ponadto „u C. to jest parę słów i idzie dalej”, zaś „u T. jest słowotok” jak się zdenerwuje. Powiedziała, że T. obawia się bardziej, niż C., bo T. jest bardziej agresywny. Dodała, że aktualnie się uspokoiło, „po wycieczkach do sądu panu C. przeszło, a T. się tylko na chwilę uspokoił, takie moje zdanie”. Powiedziała, że ma do nich pretensje o to, że jej zdrowie zniszczyli, bo to nie jest jej wina, że jej ktoś piłki wkopuje. Powiedziała, że czuje, iż jest publiczna nagonka na nią, nie cała wieś, ale grupa ludzi związana z piłką, to jest gnębienie i poniżanie upatrzonej osoby. Powiedziała, że czuje się upokorzona tą sytuacją, zresztą bez wyjścia. Dodała, że ma pretensje do obu oskarżonych oczywiście, bo oni systematycznie jej dokuczają ubliżając, grożąc i boi się ich obu w związku z tą ich nieustępliwością. Powiedziała, że ma też jednak pretensje do wicewójta A. C. i prezesa klubu (...) M. - G., że nic nie robią w celu odwrócenia tej sytuacji. Podsumowała, że czuje się zaszczuta i boi się. Dodała, że to jest nowy dom, w który włożyli bardzo dużo pieniędzy i nie wyprowadzą się stamtąd. Powiedziała, że „zatruwanie jej życia” jest to najlepszy termin na określenie tej sytuacji. Dodała, że nie będzie wszczynać spraw z oskarżenia prywatnego, bo nie ma na to pieniędzy. (k. 303 i v)

S. L. zeznał, że Z. T. notorycznie ubliża jego rodzinie i mówi, że ich zabije, podpali. Powiedział, że osobiście raz był świadkiem gróźb Z. T. wobec jego ojca, resztę zna ze słyszenia od ojca. (k. 243)

T. C. zeznał, że wie jedynie ze słyszenia, iż oskarżeni mają zarzut ubliżania R. L., osobiście świadkiem nie był. Powiedział, że jest kapitanem drużyny piłkarskiej, a problem winna Gmina rozwiązać lub prezes klubu S. G.. (k. 243 i v)

S. G. zeznał, że jest prezesem klubu piłkarskiego w M. i non stop jest posądzany przez R. L. i jego córkę, a teraz – podobnie jak on wcześniej - zostali posądzeni oskarżeni Z. T. i G. C., ale pomówienie to jest nieprawdą. Zeznał, że mecz jest raz w tygodniu i wówczas wpadały po 2 – 3 piłki podczas każdego meczu, ale tak było przed zamontowaniem piłkochwytu i wówczas przez 8 miesięcy wpadło 42 piłki. Teraz jest piłkochwyt. Oświadczył, że nie musieliby L. podczas meczu podawać piłek, wystarczyłoby, żeby po meczu oddali. Powiedział „ja rozumiem panią Z., ale niech się dochodzą z Gminą”. (k. 243 v – 244)

A. C. zeznał, że najpierw pobudowane zostało boisko, a dopiero potem na posesji L. pojawił się dom. Powiedział, że właśnie w tym celu, aby nie było konfliktów wynikających z takiego sąsiedztwa, poczynił – jako przedstawiciel Urzędu Gminy – uzgodnienia z R. L., a mianowicie Gmina utwardziła drogę prowadzącą do posesji – wówczas jeszcze stanowiącej własność R. L., ten zaś miał się nie sprzeciwiać sąsiedztwu boiska i umożliwiać bezkonfliktowe odbieranie piłek, jakie ewentualnie wpadną. Dalej zeznał, że z uzgodnień tych Gmina wywiązała się, zaś R. L. – po to, by nie musieć się wywiązywać, przeniósł własność domu na córkę i odtąd powstał konflikt, który rozwinął się na zasadzie domina. Powiedział, że R. L. z pewnością musiał wiedzieć, że za płotem powstaje boisko, ale wówczas się tym nie interesował. Przyznał, że Gmina nie ma planu zagospodarowania przestrzennego, nikomu we wsi to boisko nie przeszkadza, tylko rodzinie L., stwierdził, że gdyby on sam miał za płotem boisko, to jemu by nie przeszkadzało, przy czym przyznał, że sportem się interesuje i jest kibicem. Stwierdził, że teraz nikt już tego boiska nie przeniesie i trzeba ten konflikt jakoś rozwiązać, przy czym brak woli ze strony rodziny L.. Stwierdził, iż Gmina nawet założyła piłkochwyt, ale także ich nie satysfakcjonuje, bo jest zbyt niski (8 m), zaś wyżej już nie pozwala prawo budowlane. Zarzucają też, że jest zbyt wąski, ale to przecież kosztuje, są to pieniądze mieszkańców (podatki). Dodał, że taka lokalizacja boiska była naturalna, bo po drugiej stronie drogi jest szkoła, Gmina teren pod boisko wykupiła od mieszkańców. Dodał, że gdyby znalazł się na miejscu L. i dowiedziałby się, iż po sąsiedzku buduje się boisko, to by się na takiej działce nie budował, ale nie wie co by zrobił z taką działką, może sprzedał. Powiedział też, że dom od trybun jest o 150 – 200 metrów oddalony, nadto mecze, czy treningi nie odbywają się w czasie ciszy nocnej, więc nie powinno to przeszkadzać. Dodał, że nie chce mu się wierzyć, aby były jakieś groźby, bo gdyby tak było to natychmiast powiadamiana byłaby policja. (k. 251 – 253)

J. Ł. zeznawał na okoliczności dotyczące, wyłączonego finalnie do odrębnego rozpoznania, D. K.. (k. 267 v)

A. Z. zeznał, że „są ubliżania” pod adresem jego samego, jego żony i teścia R. L.. Jest niszczenie mienia, przechodzenie przez siatkę, wybicie szyby, a jedna osoba podczas meczu o puchar wójta mówiła do niego ( A. Z.), że go zabije, osoby tej nie zna, bo wywodzi się z innych okolic. Powiedział, że osobiście słyszał podczas jednego meczu, jak padały z boiska i trybun pod adresem jego żony wulgarne wykrzykiwania, aby oddała piłkę. Osobiście nie słyszał natomiast, aby któryś z oskarżonych (T., czy C.) ubliżali. Powiedział, że jedynie z opowiadań żony wie, że były grożenia, ubliżania, ale nie potrafił tego powiązać aktualnie z żadnymi konkretnymi osobami, mówiąc, że w domu mało bywa, bo pracuje w delegacji, nie ma go w domu po 12 – 14 godzin, a czasami i na noc nie wraca. Kojarzył tylko, że nazwiska obu oskarżonych przewijały się w wypowiedziach żony, ale w związku z jakimi konkretami, tego już nie był w stanie podać. Powiedział, że żona czuła się i nadal czuje zagrożona, bo pomimo iż furtka zamknięta na klucz, to wchodzą przez płot po te piłki, pomimo że psy biegają. (k. 300 – 301 v)

B. N. zeznała na okoliczność jednego z meczy, nie miała wiedzy na temat okoliczności składających się na zarzut w tej sprawie. (k. 303 v - 305)

Podobnie Ł. O. , który jest zawodnikiem (...) M.. (k. 305 – 306 v)

Podobnie R. B. , który jest kibicem (...) M.. (k. 306 v – 307 v)

Podobnie M. K. , który był zawodnikiem (...) M.. (k. 342 v – 343 v)

P. C. zeznał, że jest policjantem, zawsze zgłaszała interwencje pani Z., a powodem było, że piłki wpadły. Powiedział, że „jest konflikt o piłki i to jest najważniejsze”. (k. 308)

Sąd ocenił i zważył co następuje:

Sąd ocenił jako w pełni wiarygodne zeznania J. Z. (dawniej L.), bowiem świadek relacjonowała zajścia w miarę konsekwentnie, pomimo upływu czasu, logicznie i – w odbiorze bezpośrednim sądu rejonowego – szczerze. Sprawa ta nie jest bowiem – wbrew pozorom – sprawą „o piłki”, bo w tle jest to sprawa o prawo do spokojnego życia na własnej posesji, do czynienia użytku ze swej własności, zgodnie z jej przeznaczeniem i z wolą właściciela. Rzecz sprowadza się do podstawowego problemu, że zaistniała sytuacja, w której sąsiaduje ze sobą dom jednorodzinny i pełnowymiarowe boisko piłkarskie, co oczywiście kłóci się, bo jest zupełnie inna funkcjonalność tych obiektów i musi generować konflikty, a walka J. Z. o prawo do spokojnego życia na swojej posesji spowodowała, że – choć wykonuje ona jedynie swoje podstawowe prawo własności, które przecież pozostaje pod ochroną prawa – ma przeciwko sobie może nie całą wieś, ale z pewnością tych wszystkich, którzy kibicują miejscowemu klubowi. Sąd nie podziela stanowiska (zaprezentowanego na rozprawie przez niektórych świadków), że to właściwie J. Z. w zasadzie aktualnie sama sobie jest jest winna, a chodzi o to, że J. Z. jest nadal nieusatysfakcjonowana, pomimo założenia przez Gminę piłkochwytów. Jeden ze świadków odczytał fragment protokołu z zebrania mieszkańców, gdzie J. Z. nie potrafiła określić, jaka wysokość piłkochwytu ją usatysfakcjonuje. Zdaniem sądu nic w tym dziwnego, a tym bardziej trudno się w tym dopatrywać jej złej woli, bo są to z pewnością kwestie fachowe, po pierwsze z zakresu prawa budowlanego, co przecież następnie jeden ze świadków stwierdził, że prawo budowlane wyznaczyło tu górną granicę piłkochwytu - 8 metrów. Co do szerokości, jaka rzeczywiście J. Z. faktycznie nadal nie satysfakcjonuje, bo piłkochwyt zbiera piłki za samą bramką, ale już bokami przepuszcza, bo go tam porostu nie ma, to świadek stwierdził z kolei, że Gmina musi się liczyć, iż taki piłkochwyt finansowany jest z podatków gminnych, więc musi racjonalizować w tym zakresie koszty (nie użył takich słów, ale do tego to zmierza) i co do zasady, to oczywiście racja, z tym tylko, że nie w tej konkretnej sytuacji, gdzie to właśnie jednak Gmina winna aktualnie zadziałać i podjąć możliwe prawnie i faktycznie kroki obliczone na rozwiązanie tej konfliktowej sytuacji. Oczywiste jest, że boisko przeszkadza tylko J. Z., bo tylko ona z nim bezpośrednio sąsiaduje, mając w pobliżu dom. Zrozumiałe też jest, gdy aktualnie J. Z. mówi, że czuje się wręcz „zaszczuta”, ale nie wyprowadzi się stamtąd, bo dużo pieniędzy w ten dom włożyli. Zdziwienie budzić musi tego rodzaju kontrowanie przez A. C. (organ Gminy) J. Z. i jej ojca, że przecież R. L. zaczynając budowę domu wiedział o istnieniu boiska, więc mógł tam nie budować, a sprzedać tę działkę. Rzecz w tym, że w praktyce nie jest to takie jednak proste, a czasami wręcz niemożliwe, ponadto wiadomo, że nieruchomość z takim sąsiedztwem (boisko) musi stracić znacznie (czasem bardzo) na wartości. Jest to zatem co najmniej marginalizowanie problemu, który niewątpliwie musi zostać rozwiązany, zwłaszcza że – co słusznie zauważył A. C. – aktualnie nie da się już przenieść lokalizacji tych dwóch kolizyjnych obiektów. Niepokojące jest, że większość przesłuchanych osób piętnuje tylko J. Z. i jej ojca (który faktycznie czasami i chwilowo gwałtownie się wypowiada i możliwe nawet, że posiada cech dyplomaty, którym w końcu przecież nie jest, bo nie pracuje w dyplomacji, ale trudno to uznać za wystarczającą podstawę dla Gminy do zaprzestania dążenia do rozwiązania tegoż problemu, który zaistniał de facto co najmniej z powodu nie wykluczającego takich właśnie konfliktów planowania przestrzeni), tracąc – jak się wydaje – z pola widzenia jak ten problem wygląda od strony zamieszkującej posesję J. Z., która nie musi być kibicem sportowym, ale mimo to ma prawo do spokoju we własnym domu, którego to spokoju nie ma i nie ma też realnej, konstruktywnej pomocy z żadnej strony, bo – jak pokazało przesłuchanie licznych świadków w tej sprawie – postawa J. Z. podlega w zasadzie ogólnej krytyce, właściwie wszyscy ją potępiają, bo jest konsekwentna w swej walce o nienaruszanie jej prawa własności, które - czego w zasadzie przypominać nie potrzeba, bo jest to jedno z najstarszych i najbardziej podstawowych praw – pozostawać winno pod ochroną prawa. Mając to wszystko na względzie sąd ocenił jako w pełni wiarygodne i przekonujące zeznania J. Z., której tłumaczenie dlaczegóż to wcześniej nie składała doniesień na policję w sprawie gróźb i innych szkodliwych względem niej i jej ojca zachowań, jest rozsądne. Pamiętać należy, że zawiadomienie złożyła 13.05.2013 r., po rozgrywkach, po których powtórzyły się groźby. Sąd rejonowy nie podziela tego rodzaju argumentacji, że skoro J. Z., czy jej ojciec wcześniej nie złożyli doniesień, to oznacza, że wcześniej się nie bali. J. Z. logicznie i krótko tę kwestię wytłumaczyła. Otóż powiedziała, że z momentem, jak w jej domu wybito szyby, przestraszyła się, iż groźby, jakie od pewnego czasu wysłuchiwała od mijających jej dom ludzi w końcu mogą zostać zrealizowane, a sytuacja niebezpiecznie zaczyna się rozwijać. Logicznie tu powiedziała, że tak naprawdę, to nie tylko G. C. i Z. T. jej grozili, ale słowa tego typu padały pod jej adresem i z boiska i z trybun, lecz nie potrafi ich przypisać konkretnym osobom, bo kibiców przecież nie zna, przyjeżdżają na mecz i odjeżdżają. Natomiast po pierwsze, to zna G. C. i Z. T. i tu akurat ma stuprocentową pewność, iż z ich ust słyszała wielokrotnie groźby, przy czym G. C. groził tylko jej (w każdym razie z tego, co ona słyszała), zaś Z. T. groził zarówno jej, jak i ojcu. Po drugie, to właśnie gróźb z ich strony bardziej się przestraszyła (niż od innych nieznajomych i przypadkowych kibiców), bo systematycznie powtarzały się, aż w końcu ktoś, przy czym nie wie oczywiście kto, jej wybił szyby. Dlatego zeznania J. Z. sąd przyjął jako wiarygodną podstawę do czynienia ustaleń faktycznych, bo to właśnie jej zeznania przedstawiają faktyczny obraz sytuacji, w jakiej się znalazła, w zasadzie osamotniona przeciwko większej części wsi, tej która kibicuje piłce. Widoczne jest, że J. Z. jest zmęczona tym sąsiedztwem, namnażającymi się sprawami (i dla niej i dla jej ojca, ale i dla poszczególnych kibiców czy zawodników, co pokazują choćby akta pozałączanych wskutek zaleceń Sądu Okręgowego spraw), koniecznością kolejnych „wizyt” w sądzie, przy braku jednocześnie widoku na rozwiązanie problemu (sąsiedztwa), który jest u genezy tych wszystkich spraw. Sąd ocenił zeznania J. Z. jako wiarygodne, nie są w stanie takiej oceny obalić twierdzenia obu oskarżonych, podnoszone tak na rozprawie, a wcześniej w ich apelacjach, a mianowicie, że niemożliwe jest, aby J. Z. obawiała się ich (niezależnie od tego, iż kwestionują wypowiadanie gróźb), skoro nie poszła wcześniej na policję, a w dodatku przecież piłek właśnie podawać nie chciała, o co zresztą mają do niej pretensje i oni i inni grający oraz kibicujący. Otóż właśnie dlatego, że w pewnym momencie J. Z. poważnie się przestraszyła oraz także postanowiła walczyć o swoje niezbywalne i podstawowe prawa, właśnie dlatego w dniu 13.05.2013 r., kiedy doszło do zajść po rozgrywkach, które ją mocno zaniepokoiły, zawiadomiła policję, która wówczas dopiero rozpoczęła czynności w tej sprawie, na interwencje zaś przecież wzywała policję, ale tu należy przypomnieć jak problem skwitował policjant P. C., który przecież jedną z interwencji właśnie załatwiał, iż jest to „konflikt o piłki”. Co do zarzutów ze strony oskarżonych, iż (zakładając nawet, iżby padły groźby, choć do tego nie przyznają i nie poczuwają się) J. Z. nie mogła się ich – ani nikogo w ogóle – bać, bo przecież nie zachowywała się finalnie jak chcieli, to znaczy piłek nie odrzucała, to tego rodzaju argumentacja wcale nie przekreśla wiarygodności J. Z. i jej twierdzeń o lęku, bo to że piłek nie godziła się podawać oznacza tyle tylko, że nie godziła się na takie postępowanie osób korzystających z boiska, że uważają za oczywiste, iż po pierwsze piłki mają prawo wpadać, a po drugie, że J. Z. powinna je odrzucać. I nie ma to nic wspólnego z obawami J. Z. o zrealizowanie gróźb, a jest wyłącznie wyrazem walki o swoje prawa podstawowe (ochrona własności). Nie można stawiać znaku równości i twierdzić, że jeżeli ktoś się nie poddaje naciskom, żądaniom, groźbom, to z automatu oznacza, że się tychże gróźb nie boi, bo taki sposób myślenia pozbawiałby każdego nękanego człowieka prawa do udzielenia mu ochrony prawnej (skoro tylko sam także starałby się walczyć o poszanowanie swoich praw). Przy takiej argumentacji pójście na policję celem dokonania zgłoszenia (czyli także przejaw walki o ochronę swoich naruszonych praw) także można byłoby traktować jako przejaw braku poczucia zagrożenia, tymczasem zazwyczaj jest właśnie zgoła przeciwnie.

Zeznaniom R. L. sąd też przyznał walor wiarygodności, ale – przy ustaleniach faktycznych – bazował w głównej mierze na zeznaniach J. Z., bo ten świadek, choć niewątpliwie osobiście jest zaangażowana, przedstawiła relację „chłodną”, spokojną („zmęczoną”), ale zobiektywizowaną.

Wyjaśnieniom G. C. i Z. T. sąd nie dał wiary, oczywiście tylko w tym zakresie, gdzie pozostają w sprzeczności z zeznaniami J. Z. (i ewentualnie jej ojca R. L.). Właśnie dlatego, że są sprzeczne z wiarygodnymi zeznaniami pokrzywdzonych, ale nie tylko z tej przyczyny. Otóż, wyjaśnienia obu oskarżonych w tej sprawie (czyli G. C. i Z. T., bo D. K. został ostatecznie wyłączony do odrębnego postępowania) wpisują się idealnie w ten właśnie schemat, jaki opisała J. Z., czyli cała wieś, a w każdym razie, ta grająco – kibicujaca część wsi, jest jej przeciwna. Wymowa wyjaśnień oskarżonych świadczy dobitnie, że jako „winowajcę całego zamieszania” upatrują właśnie J. Z., która winna nie mieć żadnych zastrzeżeń do tego, że wciąż – i jest to sytuacja bez końca - wpadają na jej posesję piłki, po czym są pod jej adresem oczekiwania ich odrzucenia przez płot, upatrują też za winnego jej ojca, ale zdaje się, że w mniejszym zakresie, bo ostatecznie nie on tam teraz mieszka na co dzień.

W sprawie tej sąd przesłuchał wielu świadków, po części z zaleceń Sądu Okręgowego, po części z własnej inwencji, po to, by ustalić tło konfliktu oraz zbadać nastawienie mieszkańców, kibiców, piłkarzy. Poza tym, o czym już była wcześniej mowa, czyli że pokazały te przesłuchania, iż wszyscy zrzucają odpowiedzialność za konflikt na J. Z. i jej ojca (nie tylko mieszkańcy i kibice, ale też takie wrażenie można mieć analizując i zeznania niektórych co najmniej policjantów, czy przedstawicieli władz samorządowych) i w tym sensie zeznania te były istotnie przydatne do rozstrzygnięcia tej sprawy, to w zakresie zdarzeń będących przedmiotem osądu nic nie wnoszą, bo świadkowie ci nic nie wiedza, z tym że niektórzy z nich kwitują to w ten oto sposób, że „niemożliwe”, że są to z pewnością pomówienia. Taka „ocena” świadków wpisuje się w schemat dominującego w społeczności lokalnej, w każdym razie tej kibicującej, obwiniania J. Z. dlatego tylko, że nie chce się zgodzić na rozwiązanie dogodne dla wszystkich, tylko nie dla niej samej, mianowicie, aby piłkarze i kibice mogli dowolnie wchodzić na jej posesję po piłki lub aby każdorazowo te piłki, najlepiej na bieżąco w trakcie rozgrywek, albo bezzwłocznie po ich zakończeniu oddawała, akceptując jednocześnie, że one w ogóle wpadają i nadal mają wpadać, bo tak dla większości (ale nie dla J. Z.) jest dobrze. Dlatego zeznania pozostałych świadków szczegółowej oceny nie wymagają, bowiem S. L. i A. Z. nie posiadają de facto istotnej (skonkretyzowanej i powziętej z własnych obserwacji) wiedzy o zdarzeniach stanowiących przedmiot osądu; S. G. i A. C. także nie mają żadnej wiedzy co do zdarzeń stanowiących przedmiot osądu (a więc czy oskarżeni dopuścili się zarzucanych im czynów, choć nie przeszkadza im to przedstawiać własnego osądu, iż osobiście nie wierzą w prawdziwość oskarżeń kierowanych przez pokrzywdzonych pod adresem oskarżonych); policjant J. Ł. także nie miał nic do powiedzenia na temat zdarzeń będących przedmiotem zainteresowania w tej sprawie. B. N., Ł. O., R. B., P. C., M. K. także nie mieli żadnej wiedzy faktycznej (poza własnymi osądami) co do objętych zarzutem zdarzeń.

Sprawa de facto ogranicza się do tego czy wiarygodna jest J. Z. i jej ojciec, czy oskarżeni. Dla sądu rejonowego wiarygodni są J. Z. i jej ojciec z powodów, o jakich mowa była wyżej.

G. C. i Z. T. grożąc, w tym przy użyciu słów wulgarnych, popełnieniem przestępstwa na szkodę J. Z. – to zarówno G. C., jak i Z. T.; a na szkodę R. L. – to Z. T., przy czym groźby te wzbudziły u pokrzywdzonych realną obawę, iż mogą zostać spełnione, a miały na celu zmusić oboje wyżej wymienionych pokrzywdzonych do zwrotu piłek, jakie wpadały na posesję J. Z. podczas meczy rozgrywanych na stadionie, dopuścili się – każdy z nich – przestępstwa określonego w art. 191 § 1 kk, z tym że ponieważ powtarzali te zachowania wielokrotnie w określonym (w opisie przypisanego czynu) okresie, to kwalifikowanego także w związku z art. 12 kk.

Wymierzając karę sąd kierował się dyrektywami art. 53 kk.

Po stronie okoliczności obciążających uwzględnił stosunkowo długi czasokres, w jakim oskarżeni dopuszczali się powtarzania zabronionych prawnie czynów pod adresem pokrzywdzonych. Z kolei po stronie okoliczności łagodzących sąd uwzględnił, iż nie byli dotychczas karani, mają pozytywną opinię środowiskową. Mając powyższe na względzie sąd, przy zastosowaniu art. 58 § 3 kk w zw. z art. 4 § 1 kk wymierzył oskarżonym kary grzywny: G. C.– 120 stawek dziennych w kwocie po 10 zł każda, zaś Z. T. – 100 stawek dziennych po 20 zł każda. W stosunku do obu oskarżonych, w oparciu o art. 69 § 1 kk, art. 70 § 1 pkt 2 kk w zw. z art. 4 § 1 kk, sąd warunkowo zawiesił wykonanie kary grzywny na okres próby 1 roku, a to mając na względzie ich niekaralność. W ocenie sądu kara tak wymierzona, spełni cele nie tylko w zakresie prewencji ogólnej, ale i szczególnej, bo powstrzyma oskarżonych przed ewentualnym ponawianiem zachowań prawnie zabronionych pod adresem pokrzywdzonych, zaś oddziaływanie kary w aspekcie prewencji ogólnej będzie miało taki wymiar, że powstrzymać winno inne osoby, które ewentualnie w taki zabroniony prawnie sposób chciałyby w przyszłości wpływać na J. z., czy jej ojca w związku z kłopotliwym sąsiedztwem.

O wydatkach w sprawie sąd orzekł w oparciu o art. 627 kpk, a o opłacie w oparciu o art. 624 § 1 kpk.