Pełny tekst orzeczenia

Sygn. akt IV Ka 484 / 17

UZASADNIENIE

W pierwszej kolejności Sąd Okręgowy odniesie się do skarg apelacyjnych obrońców oskarżonego, którzy skarżyli wyrok w całości. Jako, że ich środki odwoławcze są praktycznie tożsame, jeśli chodzi o podniesione w nich zarzuty ( niezależnie od sposobu ich formułowania ) oraz wnioski odwoławcze, w tym zakresie omówione zostaną one łącznie.

Najdalej idącym zarzutem jest ten zmierzający do wykazania, że oskarżony nie powinien ponosić odpowiedzialności za zarzucony mu występek, albowiem nie był ( względnie nie był jedyną ) osobą odpowiedzialną za bezpieczeństwo i higienę pracy w zakładzie, w którym doszło do zdarzenia opisanego w akcie oskarżenia. Zdaniem skarżących, sąd I instancji wydając zaskarżone orzeczenie bezzasadnie pominął zagadnienie odpowiedzialności prezesa zarządu spółki, w sytuacji gdy „ (…) oskarżony był zatrudniony w oparciu o umowę o pracę i kierowanie procesem produkcji linii pirolitycznej zostało mu powierzone w ramach zaistniałego stosunku pracy i w tym zakresie wykonywał powierzone mu obowiązki, co mając na uwadze podporządkowanie cechujące stosunek pracy w znacznej mierze rzutuje na jego odpowiedzialność ”. Tak konstruowany zarzut jest chybiony. Prawdą jest, że czyn zabroniony ujęty w art. 220 § 1 kk ma charakter indywidualny i konsekwencje z nim związaną mogą ponosić wyłącznie osoby odpowiedzialne w zakładzie pracy za jej bezpieczeństwo i higienę. Jednak podmiotem tego występku mogą być nie tylko osoby fizyczne, do których odnosi się definicja pracodawcy z art. 3 kp oraz osoby zarządzające tą jednostką, o których stanowi regulacja art. 3 1 kp. Podmiotem czynu zabronionego z art. 220 § 1 kk może być również osoba kierująca pracownikami, albowiem – w myśl art. 212 kp – także ona jest obowiązana min.: organizować stanowiska pracy zgodnie z przepisami i zasadami bezpieczeństwa i higieny pracy; dbać o sprawność środków ochrony indywidualnej oraz ich stosowanie zgodnie z przeznaczeniem; organizować, przygotowywać i prowadzić prace, uwzględniając zabezpieczenie pracowników przed wypadkami przy pracy, chorobami zawodowymi i innymi chorobami związanymi z warunkami środowiska pracy; dbać o bezpieczny i higieniczny stan pomieszczeń pracy i wyposażenia technicznego, a także o sprawność środków ochrony zbiorowej i ich stosowanie zgodnie z przeznaczeniem; egzekwować przestrzeganie przez pracowników przepisów i zasad bezpieczeństwa i higieny pracy. Pod pojęciem osoby kierującej pracownikami rozumieć należy kierowników wszystkich szczebli, a nie tylko tych, którzy zarządzają w imieniu pracodawcy zakładem pracy. Nie ma nadto znaczenia, czy osoba kierująca pracownikami pozostaje z pracodawcą w stosunku pracy, czy też w innym stosunku prawnym, a nawet niezależnie od tego, czy obowiązki w tym zakresie zostały wpisane do treści jej umowy o pracę lub powierzone jej w innej, szczególnej formie. Istotę kierowania pracownikami należy rozumieć czynnościowo, a nie formalnie. Oznacza to, że rozstrzygające przy określaniu zakresu obowiązków danej osoby w kontekście możliwości bycia sprawcą czynu z art. 220 kk, są czynności, które osoba ta faktycznie wykonuje; natomiast formalne określenie jej obowiązków służy rozstrzyganiu wątpliwości w tym zakresie, których nie rozwiązuje ustalenie stanu faktycznego ( por. komentarze do art. 220 kk w: R.A. Stefański (red.), Kodeks karny. Komentarz. Wyd. 3, Warszawa 2017, a także: M. Królikowski, R. Zawłocki, Kodeks karny. Część szczególna. Komentarz do artykułów 117–221. Tom I. Wyd. 4, Warszawa 2017 oraz przywoływane w nich orzecznictwo i piśmiennictwo dotyczące tej tematyki – Legalis/el. ). Mając to na uwadze przypomnieć należy, iż nawet skarżący, formułując przywołany wyżej zarzut, nie neguje, iż to oskarżonemu powierzono kierowanie procesem produkcji pieców do pirolizy. Z zeznań wszystkich osób, które na rzecz tego zakładu świadczyły prace, niespornie wynika, że oskarżony był jedyną osobą kierującą pracownikami na wszystkich etapach związanych z konstruowaniem i próbną eksploatacją pieca. To wyłącznie on przygotowywał, organizował i nadzorował wszelkie prace w tym związane, wydając pracownikom polecenia i je egzekwując. W świetle tych zeznań oskarżony wręcz jawi się jako osoba, która wespół z małżonką faktycznie zarządzała całym zakładem w G.. Takie ustalenia dawały sądowi I instancji prawo do dwojakiego rodzaju wniosków. Po pierwsze, że kwestia odpowiedzialności karnej oskarżonego za zarzucony mu występek mogła być skutecznie rozważana z pominięciem wątku związanego z nominalnym prezesem zarządu (...) Sp. z o.o., L. M.. Zasadnie wywodził sąd I instancji, że jej rola w zakresie kierowania pracownikami w procesie przygotowywania, organizowania i realizowania przedsięwzięcia w postaci konstruowania i próbnej eksploatacji pieca nie była nawet iluzoryczna. Nie ma dostatecznych podstaw do twierdzeń, że L. M. miała z tym przedsięwzięciem jakikolwiek realny związek. Po drugie zaś, mając to na uwadze, decyzja o oddaleniu wniosku dowodowego o jej przesłuchanie nie mogła mieć wpływu na treść zaskarżonego wyroku. Uprawnionym jest bowiem stanowisko Sądu Rejonowego, że choć z formalnego punktu widzenia pracodawcą względem obydwu pokrzywdzonych była wymieniona wyżej spółka, którą co do zasady reprezentuje zarząd, to jednak faktycznie wszelkie czynności związane z prowadzeniem zakładu wykonywali oskarżony i jego żona. W aktach sprawy nie ma żadnego śladu, by wnioskować, że osoba, która w rejestrach figuruje jako członek prezes spółki, faktycznie funkcje swoje osobiście wykonywała.

Co do zarzutów zmierzających do wykazania, iż do eksplozji doszło wskutek samowoli pracowników, którzy pod nieobecność oskarżonego podjęli samodzielną, nieuzgodnioną z nim wcześniej próbę uruchomienia pieca, podczas której będący w stanie nietrzeźwości M. F. (1) zaniechał zainicjowania ruchu obrotowego. W założeniu skarżącego, prawidłowo ustalony stan faktyczny winien powyższe ustalenia obejmować i doprowadzić do wniosku, że pomiędzy tym zachowaniem, a opisanym w akcie oskarżenia zdarzeniem i jego następstwami, istniał normatywny związek przyczynowo – skutkowy. Powyższego sąd odwoławczy także nie podziela. Po pierwsze, ocena zeznań B. M. (1) i J. F., nie uchybia wymogom, jakie narzuca art. 7 kpk. Wbrew stanowisku obrony, ich relacje nie są w tym zakresie sprzeczne, nie są też nielogiczne. Nie można ich zeznań dyskredytować z tego powodu, że oskarżony przed feralnym dniem był obecny przy wszystkich próbach uruchomienia i eksploatacji pieca, osobiście je nadzorując. Mieć bowiem należy na względzie ogólny obraz funkcjonowania tego przedsiębiorstwa oraz mechanizm zarządzania nim, jaki wyłonił się z praktycznie wszystkich zeznań świadków, którzy w tym przedsiębiorstwie pracowali. Jasno z nich wynika, że jeśli chodzi o organizację pracy, oskarżony był osobą podejmującą wszelkie istotne decyzje. Wymagał przy tym bezwzględnego posłuchu, umiejąc swoje zdanie stanowczo i konsekwentnie egzekwować. Jego żona zajmowała się wyłącznie obsługą administracyjną i nie miała wpływu na sam proces produkcyjny. Oskarżony prezentował autokratyczny styl kierowania zakładem i pracownikami. Narzucał im plan pracy, przekazując sposób jego realizacji w formie nakazów, którym się podporządkowywali. W tych rzadkich przypadkach, gdy pracownicy chcieli wyrazić własne, odrębne od niego zdanie, szybko byli przywoływani do porządku, w krańcowych przypadkach prowadziło to nawet do zakończenia z nimi współpracy ( jak w przypadku tokarza, który zgłaszał zastrzeżenia do niebezpiecznej konstrukcji pieca ). Wymownym jest również ten fragment zeznań B. M. (2), który stwierdził, że ,, u szefa nie można łopaty przestawić, jeśli szef o tym nie zdecyduje ” ( k. 52 ). Doskonale to obrazuje, w jaki sposób prowadzona była firma. W tym świetle to właśnie przyjęcie stanowiska, że pracownicy samowolnie przystąpili do uruchomienia pieca, byłoby rozumowaniem dowolnym. Nie pozostaje to w sprzeczności z ustaleniami, że oskarżony faktycznie uczestniczył w poprzednich próbach eksploatacji pieca. Tak przecież miało być i tym razem. Polecenie wydane pracownikom obejmowało jedynie nakaz rozpoczęcia czynności związanych z uruchomieniem pieca pod jego chwilową nieobecność, przy założeniu, że on sam po kilku minutach do nich dołączy i dalsze czynności będą już odbywać się z jego udziałem. Oskarżony rzeczywiście zjawił się w pracy ok. godziny 7:10. Sąd Rejonowy szczegółowo tu wyjaśnił powody, dla których w tej części wyjaśnienia oskarżonego odrzucił.

Nie ma sporu co do tego, że samo przystąpienie do pracy przez M. F. (1) w stanie nietrzeźwości było poważnym naruszeniem przez niego obowiązków pracowniczych. Jednakże nie można w sposób prosty wnioskować, że to właśnie ów stan zdarzenie opisane w akcie oskarżenia wywołał lub się do niego przyczynił. Stan nietrzeźwości pracownika mógłby zostać uznany za bezpośrednią przyczynę wypadku tylko wówczas, jeśli zebrane dowody nie ujawniłyby innego – poza znajdowaniem się przez niego w tym stanie – naruszenia zasad bezpieczeństwa i higieny pracy. O przyczynieniu można byłoby zaś mówić, jeśli w nietrzeźwości pracownika tkwiłaby jedna z conajmniej dwóch bezpośrednich przyczyn zdarzenia. Tymczasem w ustalonym układzie okoliczności faktycznych można wyprowadzić wniosek, iż do eksplozji pieca doszłoby niezależnie od tego, czy M. F. (2) byłby trzeźwy, czy też nie. Wszelkie nieprawidłowości i uchybienia ( por. zwłaszcza protokół kontroli Państwowej Inspekcji Pracy oraz opinię biegłego ds. eksploatacji maszyn i urządzeń technicznych oraz dokumentacji technicznej ), które wystąpiły zarówno na etapie przygotowywania się do prac nad budową pieca, jak i później podczas jego konstruowania i próbach eksploatacji, obciążają wyłącznie oskarżonego. Z zeznań wszystkich podlegających mu pracowników wynika, że to on przygotowywał, organizował i nadzorował ten proces, który od początku i do końca przebiegał pod jego dyktando. W jego ramach oskarżony min. dopuszczał do prowadzenia prób technicznych instalacji pracowników, którzy do wykonywania takiej pracy nie mieli niezbędnych kwalifikacji, wiedzy, doświadczenia oraz umiejętności. Pracownicy nie posiadali dostatecznej znajomości przepisów oraz zasad bezpieczeństwa i higieny pracy związanych z realizacją tego rodzaju innowacyjnego przedsięwzięcia. Było to następstwem min. braku szkoleń stanowiskowych oraz instruktażu stanowiskowego. Nie zostali też oni zapoznani ( ani zaopatrzeni ) z dokumentacją techniczno – konstrukcyjną instalacji oraz z instrukcją jej eksploatacji, które obejmowałaby także zasady bezpiecznego prowadzenia prób technicznych, już poczynając od przygotowania się do jej rozruchu. Nawet zatem zakładając, iż jednym z wielu uchybień i nieprawidłowości było przystąpienie przez M. F. (1) do nagrzewania pieca przed wprowadzeniem go w ruch obrotowy, to trudno na tej tylko podstawie obarczać pokrzywdzonego zawinionym przez niego przyczynieniem się do zaistnienia zdarzenia. Takowe mogłoby wchodzić w grę, gdyby rozruch pieca zlecono należycie przygotowanemu i przeszkolonemu pracownikowi, dysponującemu dostateczną wiedzą, umiejętnościami i doświadczeniem do wykonywania tego typu prac, wyposażonemu we wszelką niezbędną dokumentację techniczną, obejmującą również instruktaż obsługi pieca podczas prób technicznych związanych z jego uruchomieniem i eksploatacją, a mimo tego pracownik postąpił wbrew wskazaniom stąd wynikającym. Bez takich ustaleń przerzucanie odpowiedzialności ( czy choćby tylko współodpowiedzialności ) na pokrzywdzonego M. F. (1) ( lub któregokolwiek z pozostałych pracowników ) za wystąpienie zdarzenia opisanego w akcie oskarżenia oraz za jego następstwa, nie znajduje uzasadnienia. Nie sposób w oparciu o powyższe skutecznie domagać się nie tylko wyłączenia, ale także ograniczenia odpowiedzialności tak karnej oskarżonego, jak i cywilnej w związku z orzekaniem o zadośćuczynieniu.

Brak jest również podstaw, aby kwestionować poczynione przez sąd I instancji ustalenia, że oskarżony godził się na narażenie pokrzywdzonych pracowników na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Aby ustalenie to zakwestionować nie wystarczy argumentacja oparta na eksponowaniu, że oskarżony osobiście i na miejscu nadzorował prace nad piecem, co faktycznie oznacza, że musiałby godzić się także z tym, że na podobne niebezpieczeństwo narażał samego siebie. Zdaniem skarżącego, byłoby to rozumowanie nielogiczne i sprzeczne z doświadczeniem życiowym, tym bardziej, że wynagrodzenie, jakie otrzymywał za pracę nie było na tyle wysokie, aby uzasadniać podejmowanie tak daleko sięgającego ryzyka. Argumenty te nie przekonują. Jak wynika z poczynionych przez sąd I instancji ustaleń, opartych o zeznania szeregu pracowników, którzy mieli styczność z pracami nad budową pieca i próbami jego eksploatacji, mieli oni min. świadomość nowatorskiego charakteru przedsięwzięcia, braku dokumentacji technologicznej budowy, rozruchu i obsługi pieca, jego wad konstrukcyjnych oraz niebezpieczeństw z tym związanych, łącznie z możliwością eksplozji pieca podczas jego pracy. Obawiali się, że jest to przedsięwzięcie ponad możliwości zakładu, przekraczające ich wiedzę, umiejętności i doświadczenie. Obawami tymi dzielili się z oskarżonym, który jednak je ignorował. To jednak oznacza, że miał on świadomość zagrożeń, jakie mogą wynikać z potencjalnej eksplozji pieca, jej gwałtowności i rozmiaru. Liczył się z tym, że naraża siebie i pracowników na niebezpieczeństwa, o jakich mowa w art. 220 § 1 kk. Uświadamiał je sobie i godził się na nie. Liczył jednak, że nigdy się one nie „ zmaterializują ”, tj. że mimo realnego niebezpieczeństwa, do eksplozji pieca nie dojdzie, że uda się szczęśliwie przeprowadzić próby z piecem, że do samego skutku w postaci utraty życia przez kogokolwiek albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – czy to własnego, czy pracowników – nie dojdzie. Oskarżony nie chciał ani śmierci jednego z pokrzywdzonych, ani obrażeń drugiego, ani się na to nie godził. Był jednak świadom niebezpieczeństwa wybuchu pieca, że jest ono realne i bezpośrednie. Samego wybuchu nie musiał uważać za konieczny – wystarczy, że uświadamiał go sobie jako skutek możliwy i to ignorował. Oskarżony miał dostateczne zasoby wiedzy, możliwości intelektualne i doświadczenie życiowe, by uświadamiać sobie tego rodzaju zagrożenie oraz konsekwencje, jakie mogą stąd wynikać dla życia i zdrowia własnego oraz pracowników.

Odnosząc się do zarzutów kwestionujących wysokość kwot zasądzonych tytułem zadośćuczynienia – brak jest podstaw do ich korekt w postępowaniu odwoławczym. Z uzasadnienia apelacji zdaje się wynikać, że podstaw takowych skarżący upatrywali w przyczynieniu się pokrzywdzonych do eksplozji oraz w złej sytuacji materialnej oskarżonego, uniemożliwiającej mu wywiązanie się z orzeczonych środków. Co do pierwszej kwestii – z powodów, o których była już mowa powyżej, nie sposób zgodzić się z tezą o zawinionym przyczynieniu się któregokolwiek z pokrzywdzonych do zdarzenia. Co do kwestii drugiej – przywołać należy utrwalony już w orzecznictwie pogląd, iż miarkowanie zadośćuczynienia za doznaną krzywdę trudną sytuacją majątkową sprawcy nie wchodzi w grę, jako, że byłoby to sprzeczne z istotą tej instytucji i to także wówczas, gdy jest ona orzekana na podstawie przepisów prawa karnego jako środek kompensacyjny ( dawniej karny ) – por. postanowienie SN z dnia 10 października 2013 r., V KK 130 / 13 oraz inne przywoływane tam judykaty. Określone w art. 440 kc warunki miarkowania wysokości roszczeń z tytułu czynów niedozwolonych dotyczą wyłącznie obowiązku naprawienia szkody majątkowej, a nie zadośćuczynienia. Przypomnieć też należy, że zarzuty, których intencją jest wykazanie wadliwości rozstrzygnięcia, które polegać miałoby na nieuzasadnionym zaniżeniu lub zawyżeniu kwoty zadośćuczynienia za krzywdę, mogą być uznane za skuteczne jedynie w tych sprawach, w których rozstrzygnięcia te w sposób oczywisty naruszają normatywne przesłanki ustalenia wysokości zadośćuczynienia, o których mowa w art. 446 § 4 kc. W ramach kontroli instancyjnej nie jest możliwie wkraczanie w sferę swobodnego uznania sędziowskiego ( por. wyrok SA w Łodzi z dnia 5 kwietnia 2017 r., I Aca 1286 / 16 ). Tymczasem kwoty zasądzone w niniejszej sprawie tytułem – podkreślić należy, częściowego – zadośćuczynienia nie są w żaden sposób wygórowane. Co prawda w niniejszym, tzw. kontradyktoryjnym procesie, postępowanie dowodowe na użytek orzekania o zadośćuczynieniu nie było tak rozbudowane, jak dzieje się to przed sądem cywilnym w tego typu sprawach, tym niemniej dostarczyło dostatecznych podstaw do orzekania o zadośćuczynieniu częściowym. Z akt wyłania się bowiem obraz zmarłego, jego żony i synów jako normalnie funkcjonującej rodziny, bez zaburzonych więzi emocjonalnych. (...) zmarłego interesowali się sprawami swojego ojca, wiedzieli czym się zajmuje, rozmawiali z nim na tematy związane z pracą, widzieli się z nim na kilka dni przed wypadkiem. Po śmierci ojca zajmowali się sprawami związanymi z organizacją pogrzebu. Dla żony zmarły był nieocenionym wsparciem. Nie pracowała zawodowo. Oskarżony zaspokajał wszelkie jej potrzeby materialne i bytowe, a nadto wykonywał szereg czynności gospodarskich związanych z prowadzeniem domu. Wymienione okoliczności uzasadniały przyznanie zadośćuczynienia, które miałoby choćby częściowo zrekompensować krzywdę wynikającą z odebrania im prawa do życia w pełnej rodzinie oraz bólu spowodowanego utratą najbliższej osoby w tak tragicznych okolicznościach. Doświadczenie życiowe wszak wskazuje, że w normalnie funkcjonującej rodzinie nagła i tragiczna śmierć jednego z jej czlonków jest dla pozostałych zawsze trudnym i traumatycznym przeżyciem. Wywołuje wstrząs psychiczny, tym bardziej, gdy dotyczy osoby najbliższej, która przez wiele długich lat mogła być dla nich wsparciem, a przy tym śmierć ta jest tak nagła i tragiczna. Towarzyszy temu przekonanie, że gdyby nie doszło do takowego zdarzenia, bliska im osoba mogłaby żyć przez wiele lat, w ciągu których rodzina spędziłaby ze sobą jeszcze wiele szczęśliwych chwil. W przypadku tak nagłego odejścia nie ma nawet możliwości pożegnania się z osobą bliską i pogodzenia się z jej odejściem. W przypadku żony zmarłego wchodzić w grę musi także silnie eksponowany przez nią element nagłego i drastycznego pogorszenia jej sytuacji życiowej. Przypomnieć też należy, iż jakkolwiek ani przepisy kodeksu karnego, ani cywilnego nie zawierają kryteriów, jakimi należy się kierować przy ustalaniu wysokości zadośćuczynienia pieniężnego, to jednak mając na swój sposób charakter uznaniowy, musi ono przedstawiać ekonomicznie odczuwalną wartość, adekwatną w stosunku do doznanej krzywdy i utrzymaną w rozsądnych granicach. Zasądzone przez sąd I instancji kwoty cechy te spełniają. Zasądzone zostały jedynie częściowo, w umiarkowany sposób. Uwzględniając obecne realia społeczno – ekonomiczne, nie sposób twierdzić, by były one orzeczone w oderwaniu od tzw. „ stopy życiowej ” społeczeństwa. W żaden też sposób nie prowadzą do nieuzasadnionego wzbogacenia się osób uprawnionych. Zadośćuczynienie nie może przecież stanowić zapłaty kwoty li tylko symbolicznej. M. przedstawiać ekonomicznie odczuwalną wartość.

Sąd I instancji, obciążając oskarżonego wydatkami poniesionymi przez Skarb Pa ństwa, nie dopuścił się również obrazy 624 § 1 kpk poprzez jego niezastosowanie. Przypomnieć należy, iż stosownie do brzmienia powołanego przepisu, sąd jedynie „ może ” zwolnić oskarżonego od zapłaty kosztów sądowych, a więc jest to rozstrzygnięcie o charakterze fakultatywnym i uznaniowym, determinowane realiami konkretnej sprawy. W tym przypadku sąd zastosował ogólną zasadę odpowiedzialności za wynik procesu, słusznie wskazując, że oskarżony jest osobą wykształconą, przedsiębiorczą, o pełni zdolności zarobkowej. W związku z powyższym, przy wykorzystaniu tych cech, będzie mógł wydatki ponosić.

Sąd I instancji nie dopuścił się również obrazy art. 117a § 1 kpk, prowadząc rozprawę pod usprawiedliwioną nieobecność jednego z obrońców oskarżonego. Stosownie do treści tego przepisu, jeżeli strona ma więcej, niż jednego obrońcę lub pełnomocnika, czynność procesową można przeprowadzić w wypadku stawiennictwa przynajmniej jednego z nich, chyba że strona wyrazi zgodę na przeprowadzenie czynności bez udziału obrońcy lub pełnomocnika, których udział nie jest obowiązkowy. Powyższe oznacza, że nawet w przypadku podziału ról pomiędzy obrońcami broniącymi oskarżonego dla przeprowadzenia określonej czynności procesowej wystarczy obecność tylko jednego z nich ( por. postanowienie SN z dnia 27 września 2011 r., III KK 94 / 11 ).

Co do apelacji oskarżyciela publicznego – sąd odwoławczy podzielił podniesione w niej zarzuty. Po pierwsze, wymierzona oskarżonemu kara była rażąco łagodna, w stopniu nie do zaakceptowania. Sąd I instancji, kształtując jej rozmiar, nie doszacował w stopniu należytym wielości i rangi okoliczności obciążających oskarżonego, w pierwszym rzędzie takich, jak:

- jego uprzednia, wielokrotna karalność;

- wielość i skala uchybień, jakich oskarżony dopuścił się praktycznie na każdym etapie związanym z przygotowaniem i realizacją przedsięwzięcia oraz, że osobą odpowiedzialną za naruszenia w całym tym obszarze był tylko i wyłącznie oskarżony;

- wielość pokrzywdzonych i następstwa wypadku.

Słusznie skarżący wytyka oskarżonemu skrajną nieodpowiedzialność przy realizacji tak innowacyjnego i niebezpiecznego przedsięwzięcia i tak lekceważące podejście do ciążącego na nim obowiązku dbania o bezpieczeństwo osób, którymi kierował. Liczba i charakter naruszeń, jakich oskarżony dopuścił się na wszystkich etapach związanych z konstruowaniem i próbną eksploatacją pieca, wręcz poraża. Podobne odczucie budzi tak bezwzględnie wykorzystujące podległość pracowniczą szafowanie bezpieczeństwem życia i zdrowia ludzkiego. Słuszny jest wniosek, że chęć zysku, wyrażająca się w oszczędnościach związanych z pozyskaniem profesjonalnej dokumentacji projektowej, zatrudnieniem wykwalifikowanej kadry, czy doszkoleniem obecnej, brała górę nad względami troski o życie i zdrowie pracowników. Wymierzenie w tych warunkach kary pozbawienia wolności w tak niskim wymiarze, a przy tym z warunkowym zawieszeniem jej wykonania, jawi się jako rozstrzygnięcie nie do zaakceptowania. Jest ono również nie do pogodzenia ze względami tzw. społecznego oddziaływania kary. W powszechnym odczuciu takie rozstrzygnięcie może być odbierane wręcz jako bezkarność za doprowadzenie, wskutek tak licznych i rażących zaniedbań, do utraty życia przez jedną osobę, a poważnych urazów i schorzeń u innej. Sąd Okręgowy zgodził się także z oskarżycielem, że w takiej sytuacji istniały wszelkie podstawy do tego, aby orzec wobec oskarżonego postulowany przez niego środek karny w postaci zakazu pełnienia funkcji kierowniczych w podmiotach gospodarczych zajmujących się produkcją pieców do pirolizy. Sąd akceptował także wnioski odwoławcze prokuratora w zakresie postulowanego przez niego czasu trwania tego środka. Niestety, w orzeczeniu sądu II instancji, z obrazą art. 43 § 1 kk, nie określono czasu jego trwania. Jest o ewidentne uchybienie, którego sąd odwoławczy się, niestety, dopuścił.

O kosztach procesu w postępowaniu odwoławczym Sąd Okręgowy orzekł na podstawie przepisów powołanych w części dyspozytywnej wyroku, obciążając nimi oskarżonego. W tej materii kierował się tymi samymi względami, które doprowadziły go do przekonania o niesłuszności zarzutu podnoszącego obrazę przepisu art. 624 § 1 kpk.